niedziela, 17 listopada 2013

Uroki warszawskiej starówki

Uwielbiamy warszawskie Stare Miasto, spacerki po nim i wszelkie atrakcje z nimi związane – na Starówce zawsze czeka na nas coś fajnego. W każdą środę i czwartek jeździmy tamtędy na zajęcia do Elfa. Uwielbiamy tę trasę nie tylko ze względu na jej urok, ale też przez możliwość dość sprawnego jej pokonania. Chociaż czasem wydaje mi się, że powinien pojawić się tam znak: „uwaga! wzmożony ruch rowerowy i krowi”, przy czym wcale nie mam tu na myśli zwierząt, a raczej „święte krowy”... 
Początek października przywitał nas piękną pogodą. Szkoda było czasu na siedzenie i zajęcia w domu, dlatego podzieliłam się z panią Anią swoim pomysłem. Pomysł przyjęty, następnego dnia umówiłyśmy się na zajęcia na Starówce. 
W środę po zajęciach w Elfie od razu pojechaliśmy w kierunku Starego Miasta, ale kiedy się zatrzymałam i powiedziałam Biniowi, że idziemy na spacer, w jego oczach pojawiły się iskierki – cóż, nasz syn to zdecydowanie „dziecko tlenu”... A poza tym uwielbia zajęcia, szczególnie te wycieczkowe. 
Zabraliśmy z samochodu wszystko, co mogło nam się przydać w trakcie spaceru, ale podstawą były nasze łuskowe buty. Od kilku miesięcy te buty jeżdżą z nami na wszystkie wycieczki – na spacerki, na wyjazdy do rodziców, a nawet w odwiedziny do przyjaciół. W końcu każda chwila jest dobra, by Binio stawał na własnych nogach. 
Ruszyliśmy w kierunku „Zygmunta”. Tam spotkaliśmy pana, który robił ogromne bańki – one zawsze nam się podobały, a ponieważ chcieliśmy im poświęcić więcej czasu, postanowiliśmy zająć się nimi jak będziemy wracać. Niestety, gdy wracaliśmy, pana już nie było – musiał rozprysnąć się razem ze swoimi bańkami. Idąc dalej w kierunku Starego Miasta, na naszej drodze spotkaliśmy rycerza w prawdziwej żelaznej zbroi – bardzo głośno przemieszczał się po starówkowym bruku, czym wzbudził ogromne zainteresowanie Gabrysia. Sam do nas przyszedł i pozwolił Gabrysiowi dotknąć jego fajowskiego wdzianka. Podziwialiśmy go przede wszystkim za to, że ubrał się w takie coś w taki gorący dzień. Dla Gabrysia to było coś nowego, dotykaliśmy różnych elementów zbroi rycerza. Ten metal był dla młodego bardzo interesujący, w końcu w całym swoim życiu nie miał na sobie nic ani aż tak sztywnego, ani aż tak ciężkiego. Jednak Biniaszkowi do gustu najbardziej przypadła kolczuga – jego palce zapadały się w tych drobnych kółeczkach. 
Niestety, matka, wielka fanka historii z czasów królów, zapatrzyła się w pana rycerza i zdjęcia brak... 
Długo rozmawialiśmy z nim o rycerskich pokazach, a on sam podpowiadał nam, gdzie warto się wybrać, żeby liznąć trochę historii. Ale kiedy mój syn usłyszał konia, który stał w pobliżu, musieliśmy tego średniowiecznego przystojniaka pożegnać. Nie muszę Wam pisać, że koń to koń. Binio uwielbia zwierzęta i wszystkie terapie z nimi, więc nie było zmiłuj – kolejny przymusowy postój. Podeszliśmy bliżej do Zamku Królewskiego – to właśnie tam dorożki mają postój. Koń radośnie parsknął, czym wzbudził jeszcze większą radość w Gabrysiu. Zapytaliśmy pana właściciela, czy możemy podejść bliżej i przywitać się z jego podopiecznym – oczywiście pozwolił, a poza tym dał nam kilka kostek cukru, żebyśmy nakarmili jego pupila. 
Możecie sobie wyobrazić, jaką radość sprawiał tym Gabrysiowi, że o koniu już nie wspomnę. Kiedy odchodziliśmy, koń jeszcze za nami spoglądał, jakby chciał nam powiedzieć, żebyśmy jeszcze nie szli. Ale pojawili się chętni na przejażdżkę, więc nie chcieliśmy przeszkadzać. 

Tego dnia długo jeszcze spacerowaliśmy pomiędzy starymi kamienicami, a na Gabrysia czekało jeszcze wiele atrakcji – były gofry, rurki z kremem, pan grający na akordeonie dziecięce piosenki specjalnie dla niego, pluskanie się w fontannie i wiele innych. 




O to, czy się podobało, nie trzeba go nawet pytać, bo ze zdjęcia można odczytać wszystko. Ale mama też miała swoje atrakcje, bo to właśnie tam, na Starówce, Biniutek sobie po prostu stanął. I ani łusko-buty, ani żadne inne wspomagacze nie były potrzebne ... 

W piątek, wracając z zajęć, dostrzegliśmy, że na Starówce rozpoczął się montaż świątecznych iluminacji, więc to czas, by zaplanować kolejną wycieczkę. A z tym nie byłoby problemu, gdyby nie męczące nas już od jakiegoś czasu gile...

10 komentarzy:

  1. Fajna ta Wasza starówka
    Kiedyś ją zobaczę :-P
    Gabryś zdrowiej chłopaku

    OdpowiedzUsuń
  2. Justynko!
    Gdy patrzę na Gabrysia widzę jak bardzo jest szczęśliwy...Wszystko go interesuje. To cieszy. Wiem, co czułaś gdy zobaczyłaś stojącego Gabrysia. Żadne wspomagacze i łusko buty nie były potrzebne.
    Brawo Gabryś!!!
    Justynko tak się cieszę. tak się cieszę.
    Życzę Wam miłego, owocnego tygodnia.
    Buziaki.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lusia my już tacy jesteśmy oboje, że lubimy się włóczyć, Gabryś pewnie ma to po mnie, ale to wszystkie spacerki i jego zainteresowanie tym co dookoła jest bardzo budujące :))) i dające nadzieję ;)
      Lusia dziękuję i ściskam serdecznie

      Usuń
  3. Pozdrawiam Was serdecznie i również się cieszę że robicie postępy:))))wycieczka udana i faktycznie widać po Gabrysiu szczęście:))))Uściski przesyłam:))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reniu kiedy jest taka piękna pogoda wycieczki zawsze się udają :)
      uściski serdeczne

      Usuń
  4. Serdeczne pozdrowienia i gratulacje! Wspaniałe postępy!!! Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję i wzajemnie!!! to prawda jest z czego się cieszyć :))) ściskam serdecznie

      Usuń
  5. świetne zdjęcia, świetne dziewczyny.
    Wszystkiego dobrego :-)

    OdpowiedzUsuń