środa, 20 czerwca 2012

Łódź

Nasza największa życiowa zmora to padaczka - daje nam popalić od wielu lat. Przychodzi bez zaproszenia, wyniszcza małe Biniowe ciałko i sieje w nim ogromne spustoszenie. Jakiś czas temu - można powiedzieć, że prawie rok  - padaczka zyskała "przyjaciela", który nazywa się jadłowstręt. A my przez to cierpimy... Binio zawsze cudownie jadł, oczywiście w granicach rozsądku. Śniadanie, obiad czy kolacja - nigdy nie było z tym problemu, wręcz co rano, jak tylko się obudził, dotąd trenował język, aż udało mu się gromko zawołać "AM". A teraz zaciska zęby i nie chce nawet słyszeć o jedzeniu.  Często dziwiłam się innym rodzicom, którzy  narzekali na niejedzące dzieci - jak dziecko może nie jeść? Teraz ich rozumiem, bo nakarmić nasze dziecko to "mission impossible". Jadłowstręt to nie tylko niechęć do jedzenia - Gabryś bardzo schudł, przez co jest dużo słabszy.  To bardzo niekorzystnie wpływa na jego możliwości na ćwiczeniach - szczególnie tych fizycznych. Duża strata wagi doprowadziła do tego, że gorset, który zakupiliśmy na początku roku, zaczął źle leżeć na Biśku. W pasach ściągających kręgosłup pojawiły się kilkucentymetrowe luzy, a my mieliśmy nawet wrażenie, że gorset zaczął działać w odwrotnym kierunku. 
Państwo na kawę czy może szachy...
W związku ze tym postanowiliśmy wybrać się do Łodzi. Pan w Maxmedzie w 5 minut wszystko pozmieniał, pozaznaczał nam zmiany na pasach i ustawił od nowa podpięcia. 
Szkoda, że trzeba pokonać  taki kawał drogi po to, żeby spędzić w gabinecie 5 minut, że w Warszawie nie mamy kogoś, kto regularnie by to kontrolował. Mimo wszystko jednak cieszyłam się bardzo z tej wizyty, bo znów będziemy używać gorsetu po prawie dwóch tygodniach przerwy -  tylko Gabryś nie był zbyt szczęśliwy. Gorset bardzo utrudnia mu ruchy, uciska ręce i nogi, czasem zdarza się przetarta skóra, szczególnie w taki upał. Postanowiliśmy zrobić brzdącowi przyjemność i zabrać go na spacer po Łodzi, a dokładnie po ulicy Piotrkowskiej. Jednak przy tak wysokiej temperaturze Binio wcale nie cieszył się ze spacerku, dlatego wróciliśmy do samochodu. Po drodze wpadliśmy na jeszcze jeden pomysł, postanowiliśmy zrobić mu niespodziankę.
Zajechaliśmy do Rogowa. Mieści się tam jeden z największych ogrodów botanicznych w Polsce, raj na ziemi dla Gabrysia. Młody uwielbia takie miejsca, dlatego tak często bywamy w Powsinie, ale to raczej ogródek w porównaniu do tego, który znajduje się pod Łodzią. Arboretum powstało na pozostałościach po prawie 41 hektarowym lesie, dlatego ma charakter parku leśnego. Występują tam kolekcje drzew z Europy Środkowo - Wschodniej. Do tego powierzchnie doświadczalne z obcymi gatunkami drzew leśnych i przepiękne Alpinarium.
Cudowne miejsce położone z dala od miejskiego zgiełku, trochę osłaniające odwiedzających od (w tym dniu bardzo upierdliwego) słońca, a do tego te cudnie śpiewające ptaki! Biniuś od razu po przekroczeniu bramy ogrodu się uśmiechnął -  wiedzieliśmy że warto było sprawić mu taką radość. Spacerowaliśmy tam ze dwie godziny, trochę posiedzieliśmy, odpoczywając. A Gabryś był bardzo zainteresowany tym nowo poznawanym miejscem. Może to zaciekawienie pojawiło się po zajęciach z ciocią Ewą, która całym serduchem pracowała nad przybliżeniem Biniowi otaczającego nas świata. Sama nie raz byłam zdziwiona jej ogromnym zaangażowaniem. Gabryś na zajęciach miał okazję poznać trawkę, kwiatki, piasek, liście i wiele innych. Dodatkowo nam, rodzicom ciocia zadawała prace domowe pt "Gabryś poznaje przyrodę". 
W pięknym lesie...
Alpinarium



Ciociu to co odrobiliśmy pracę domową ?
Następny termin wizyty w Łodzi mamy na przełomie września i października. To już tak naprawdę jesień, a w Rogowie jest wtedy naprawdę pięknie. Jeśli więc tylko pogoda nam pozwoli, ogród na pewno będzie punktem naszej podróży. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz