niedziela, 30 grudnia 2012

Opowieści po-świąteczne

Uwielbiam święta Bożego Narodzenia. To najbardziej magiczny czas w roku, choć u nas tradycją już stało się przedświąteczne chorowanie. Tym razem łupem wirusów, jak już wspominałam, padliśmy wszyscy. Gabryś miał chyba świadomość, że matka przygotowuje kiermasz świąteczny i potrzebuje dużo czasu, bo przesypiał całe dnie, ja z kolei przyjęłam takie dawki antybiotyków, że wystarczy mi chyba na najbliższych kilka lat. W ostatnim przedświątecznym tygodniu z pomocą wielu osób udało mi się przeprowadzić dwa kiermasze świąteczne. Kiedy w czwartek, po drugim z nich, żegnałam się z Marcinem, wiedziałam, że mój organizm ma dość... Następnego dnia nie dałabym rady zrobić już kompletnie nic. Choroba wróciła, nieprzespane noce i zmęczenie coraz bardziej dawały mi się we znaki.
Święta zbliżały się wielkimi krokami, a my wciąż nie mieliśmy choćby choinki, że o żadnych produktach na ewentualną wigilię czy na same Święta nie wspomnę. Nie zdążyłam też jeszcze pogadać dobrze ze Świętym od prezentów, a tu taki klops... Po prostu padłam. Miałam tylko na chwilę przytulić swoje szczęście, a przespałam cały piątek. Obudziłam się wieczorem, nie wiedziałam nawet, czy Robert wrócił z pracy. 
Nietrudno więc wyobrazić sobie moje zdziwienie, które nastąpiło, gdy po wejściu do pokoju moim oczom ukazała się śliczna, ozdobiona lampkami, łańcuchami i bombkami choinka. Robert wrócił z pracy i przygotował nam jeszcze niespodziankę. Do oczu napłynęły mi łzy - cóż, czas świątecznych wzruszeń się rozpoczął. Przy ciepłej herbacie omówiliśmy plan przedświątecznego działania, ewentualnego wyjazdu na Święta do rodziców. Ustaliliśmy, że następnego dnia, czyli w sobotę, Robert ruszy na podbój sklepów, a ja i Biniaszek odpoczniemy w domu. W sobotę pokazałam Gabrysiowi choinkę, którą tatuś tak pięknie ozdobił błyskotkami. Binio był zdziwiony nie mniej ode mnie. Dodatkowo sprawdzaliśmy, czy choinka pachnie i czy kłuje.  
Opowiadałam mu o Świętach Bożego Narodzenia, które tak nieuchronnie się zbliżają i o tym, że tym roku być może będziemy musieli spędzić je w domu. W sobotę nadrobiłam zaległości książkowe - te z półki Gabrysiowej. Czytaliśmy książeczki o Świętach, choince i reniferach. Czytając mu bajki opowiadałam o moich świątecznych wspomnieniach z dzieciństwa. Rozmawialiśmy o adwencie, o specjalnych lampionach, które przygotowywaliśmy z mamą, o roratach, które wtedy odprawiano tylko o 6 rano, a w których ja i moje rodzeństwo regularnie uczestniczyliśmy i o wszystkich innych przygotowaniach do Świąt. O choince, po którą szliśmy całą rodziną, a później umocowaną do sanek dumnie ciągnęliśmy do naszego domu, o karpiu, który pływał w naszej wannie, a ja palcem próbowałam wytyczyć mu drogę, o świątecznych zapachach piernika, makowca czy kapusty i wielu innych pysznych potraw, które pamiętam do dziś. O kolędach, które ja uwielbiam, a śpiewanie których jest naszą rodzinną tradycją. Później rozmawialiśmy o samej wigilii, o dwunastu potrawach, które w moim rodzinnym domu zawsze były w takiej ilości przygotowywane, o opłatku i Mikołaju, który zawsze wymagał ode mnie więcej, niż byłam na to przygotowana i przez co nasze spotkanie często kończyło się moimi łzami...
Było mi tego bardzo potrzeba. Przespanej wreszcie w całości nocy, chwili wytchnienia i przede wszystkim czasu, czasu spędzonego z Gabrysiem - czasu na przytulanie, gadanie o głupotach (trafniej byłoby powiedzieć 'monolog', bo to 'gadanie' wygląda tak, że ja gadam, a Binio się śmieje) i na wszystkie inne przyjemności, które tak bardzo lubimy. Ta sobota była nam bardzo potrzebna - oboje z Biniem poczuliśmy się lepiej. A wtedy choroba przeskoczyła na Roberta...
W niedzielę to ja musiałam ruszyć do sklepu, a muszę tu dodać, że nie cierpię robić zakupów w ostatniej chwili i w takim wielkim tłoku. Musiałam jednak pomóc Świętemu wybrać prezenty. Robert miał swój dzień z Biniem, ale też czas na regenerację. Najważniejsze jednak było to, że Gabryś czuł się lepiej, nie kaszlał, nie miał temperatury i chrypy. To był dobry znak, choć ostateczną decyzję (jechać czy nie jechać na Podlasie?) podjęliśmy dopiero w poniedziałek rano. 
Święta spędziliśmy u rodziców. Jadąc tam bardzo cieszyłam się na czas spędzony w gronie rodzinnym i na wyjątkową świąteczną atmosferę. Było jak zawsze magicznie - wesoło i rodzinnie, śpiewaliśmy kolędy do późnych godzin nocnych. Było dokładnie tak, jak opowiadałam Gabrysiowi. Jedyną różnicą było to, że karp zniknął już z wanny, a choinka dawno stała wystrojona. Pod nią jak zawsze znalazł się stos prezentów. Z wielkiego worka wyglądała czerwona, kosmata głowa jakiegoś stwora. Okazuje się więc, że warto pisać listy do świętego Mikołaja, bo ten przyniósł w tym roku Gabrysiowi Elmo - to ten "ktoś" z rysunku Dawida.
Elmo na dzień dobry swoim skrzeczącym i donośnym głosem wykrzyczał Biniowi "Elmo się cieszy, że cię widzi", po czym jeszcze bardziej skrzecząc zaśpiewał piosenkę o kolorach. Kiedy go słuchałam pomyślałam, że w przyszłości muszę sprawdzać, o co proszę Mikołaja dla Gabrysia. Bo Elmo ma straszny głos, szczególnie o 7 rano... Oczywiście musiałam odśpiewać dodatkową kolędę - to już taka nasza rodzinna tradycja: żeby otrzymać swój prezent, trzeba zaśpiewać kolędę. Gabryś nie może sam tego zrobić, ale dla jego uśmiechniętej buzi zawsze warto się poświęcić. Elmo nie był jedyną niespodzianką czekająca na Gabrysia - były książeczki do czytania, zestawy to prac manualnych i wiele, wiele innych. Ciocia Ewelka i wujek Artur przygotowali specjalnie dla Gabrysia domek z piernika - muszę dodać, że był nie tylko zjadliwy - był przepyyyszny!






Te wspaniałe Święta wywołują we mnie również smutek. Co roku obiecuję sobie, że to następne Boże Narodzenie będzie inne, ale sama właściwie nie wiem, na co liczę. Że stanie się cud? Pomimo tej całej świątecznej magii i radości serce gdzieś cichutko płacze, czasem po policzku popłynie łza, wcale nie ze wzruszenia... Oddałabym wszystko, żeby Święta Gabrysiowe były takie jak te w moich wspomnieniach. Nie chciałabym wiele. Żeby pokłócił się z nami, bo coś z dwunastki mu nie smakuje i nie będzie tego jadł. Żebym choć raz mogła zobaczyć prawdziwie roześmiane jego oczy, jego pełne emocji oczekiwanie na Mikołaja, radość z przyniesionych prezentów, taką zwykłą, dziecięcą, pełną emocji radość...

Kolejne Święta minęły i choć jak zawsze miały wspaniałą otoczkę, to cieszę się, że jest już po nich. Powoli wracamy do naszej codzienności, do małych i wielkich cudów, którymi Gabryś nas codziennie obdarowuje - wystarczy tylko dobrze wytężyć wzrok...

8 komentarzy:

  1. Bardzo bym chciała aby Gabryś kiedyś spędził tak właśnie święta i życzę Ci tego z całego sera:)))dobrze że rozumiecie się z mężem bez słów i że pomaga wam kiedy tylko może:))Na ten nadchodzący rok życzę Tobie i Twojej rodzinie wszystkiego co najlepsze aby tych małych i większych cudów było jak najwięcej:)))Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Justyno, czytam Twój post kolejny i kolejny raz...
    Marzysz, pragniesz, to normalne, chcesz zobaczyć swoje Dziecko szczęśliwe...
    Ono jest szczęśliwe, ma najwspanialszych pod słońcem Rodziców, Rodziców bardzo Go kochających, czułych serdecznych.
    Nie wątpię, że oddałabyś nawet swoje życie aby Gabryś mógł przeżyć Święta jak Twoje, z Twoich wspomnień.

    Droga Justyno dla Ciebie i dla Twoich Chłopaków życzymy zdrowia i nieustającej miłości i szczęśliwości...
    Mocno wierzę, że Dobry Bóg odmieni Wasze życie.

    Ja ja? a ja dziękuje Panu, że mogłam poznać wyjątkową osobę, której serce jest przepełnione miłością i serdecznością.
    Tak bardzo bałam się napisać do Ciebie pierwszego komentarza aby Cię czymś nie urazić... Ty byłaś TWARDA, mimo wszystko u mnie pisałaś i za to Ci bardzo dziękuję.
    Justyno, takich osób jak ja jest wiele. Chcieliby napisać a jednak czegoś się boją ...
    Ty to wiesz, nie poddajesz się, bo wiesz, że większość z nas jest tak wychowanych...
    Ślę moc buziaków i pozdrowień.
    Lusia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lusia dziękuję!!!
      nie wiem czy Ty wiesz że ja na Twoim blogu czuję sie jak w domu
      moje pasje, moje marzenia, moje ulubione miejsca
      może tak miało być :D
      cieszę sie że do Ciebie trafiłm

      Usuń
  3. Szczęśliwego Nowego Roku dla całej wspaniałej Rodzinki!
    Pozdrawiam bardzo cieplutko:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Witajcie
    Najpierw chciałabym Wam życzyć spełnienia marzeń w nowym roku :)
    Podpisuję się pod tym co napisała Łucja , czytam twe wspomnienia świąteczne z dzieciństwa , są tak bardzo podobne do moich , z drugiej strony wiem że moje dzieci takich wspomnień jak moje mieć nie będą ,choćbym bardzo tego chciała to czasy tak się zmieniły że magia świątecznego czasu pomału zanika , może jak tak mam , czy mi się wydaje ?
    Pozdrawiam Was serdecznie :)Ilona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba bardzo zależy od nas jak będą wyglądały nasze święta, w nasze życie wkradły się nowoczesność, komercja i wstyd sie przyznać wygodnictwo - ja sam wybywam do mamusi na gotowe, a z drugiej strony szkoda mi dzisiejszych dzieci bo co przekażą swoim dzieciom?
      Wszystkiego dobrego w Nowym Roku
      Justyna

      Usuń
  5. Justyna, przepiekne mieliście święta. Absolutnie magiczne..
    W kwestii marzeń i pragnień mogę Cie tylko przytulić..
    Rozumiem Cię.

    Kochani, życzę Wam dobrego roku 2013 - żadnych choróbsk, wiele usmiechu i miłosci.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie bójcie się do nas pisać - potrzebujemy Was jak powietrza :)
    Dziękuję że jesteście
    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku

    OdpowiedzUsuń