wtorek, 13 listopada 2012

O iskierkach w oczach...

Gabryś szybko zapomniał o wydarzeniach z poprzedniego tygodnia. Poprawiająca się z dnia na dzień pogoda pozwoliła wyciszyć się napadom. Wciąż jednak miałam obawy, czy poniedziałkowe przeżycia nie wpłyną źle na Gabrysia - przede wszystkim, czy nie pogorszy się mu się napadowo, czy nie będzie zmęczony, ospały, czy będzie miał chęć ćwiczyć? Dlatego, przezornie, postanowiłam odwołać wszystkie pozadomowe zajęcia. W takich sytuacjach warto "wrzucić na luz" i zwolnić nieco tempo terapii.
łyżki powyrzucane, to teraz kisiel będę jeść rączkami :)
Okazało się, że trochę spanikowałam, bo Gabryś bardzo dzielnie pracował przez cały tydzień z panią Anią, łobuzujuąc przy tym na całego. Żartobliwie robił na złość pani Ani, a kiedy po niedzieli wróciliśmy na pozostałe terapie, dokazywał wszystkim terapeutkom. Śmiał się przy tym pod nosem ze swoim szelmowskim uśmiechem na ustach. Codziennie próbował udowodnić pani Ani, że to on tutaj rządzi - w sumie zajęcia odbywają się w jego azylu. Kiedy miał pokazać stopę, pokazywał kolano i na odwrót, a gdy dotarło do niego, że nie ma odwrotu od polecenia, z płaczliwym (oczywiście udawanym) "yyy" pokazywał oczekiwane miejsce. Dokładnie tak samo było z jedzeniem - kiedy miał zanieść łyżeczkę do buzi, robił wszystko, aby zawartość spadła z łyżki. Wyczekiwał chwili nieuwagi z naszej strony i wtedy cała łyżka (z jedzeniem, oczywiście) spadała na dywan - radości nie było końca.
ja byłem niegrzeczny??? niemożliwe...
W Elfie na zajęciach też nie próżnował, na zajęciach logopedycznych w trakcie masażu twarzy rozpraszał ciocię Gabrysię swoim czarodziejskim uśmiechem i myślanymi oczami, szczególnie gdy ta miała miała masować te partie twarzy, których masowania Gabryś nie lubi. Cwaniaczek doskonale wie, co robić, żeby ciocie ustąpiły... A ja tak bardzo obawiałam się, że mój synek może czuć się gorzej!
Pewnego dnia pani Ania stwierdziła, że Gabryś ma iskierki w oczach, takie na maksa łobuzerskie światełka po, których już na początku zajęć można określić, jak danego dnia będzie wyglądała współpraca.

W ostatni czwartek byliśmy w szpitalu. Zdjęliśmy szwy, trwało to dosłownie 5 minut -- Gabryś nawet nie zdążył pojęczeć. A przy okazji poszczęściło mu się, bo zyskał nową ciocię, moją "dżemową siostrę" Asię, która poszła tam z nami, by w razie potrzeby pomóc, choć przede wszystkim chyba po to, żeby podtrzymać mnie na duchu (w takich sytuacjach stres mnie przerasta), a Gabrysia potrzymać za rączkę. Asia, dziękuję!

4 komentarze:

  1. Super, że sa takie cudowne ciocie Asie:)
    Buziaki dla Was nieustające:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dla mnie ogromna radość móc być potrzebną, pomocną. A Biniaszek jest tak rozkosznym dzieckiem, i te jego chochliki w oczach zauroczyły mnie :)Mama Biniaszka- moja dżemowa siostra jest wspaniałą, dzielną mamą, tata Binia też jest wspaniały:)
      Pozdrawiam Was gorąco*

      Usuń
  2. Justynko, aż Gabryś ma cudowne chochliki.. A ten łobuzerski uśmieszek?
    A ta buzia? taka cudowna, do zacałowania...
    Przyznaję, że myślałam jak poradzisz sobie gdy będzie miał wyciągane szwy?
    Widzisz, a tu poszło tak sprawnie...Dobrze, że Pani pielęgniarka zrobiła to błyskawicznie.
    Justynko, to wielkie szczęście mieć przy sobie wspaniałe ciocie; Anie, Asie...
    Osoby z naręczem miłości...
    Moc pozdrowień i buziaków dla Gabrysia i dla Was!!!
    Pa Lusia

    OdpowiedzUsuń
  3. Justyna, Biniaszku, prosimy o przyjęcie zaproszenia do blogowej zabawy a zarazem wyróżnienia 'Liebster Blog':)
    Po szczegóły na Franiowy blog zapraszam;-)
    :*

    OdpowiedzUsuń