czwartek, 6 sierpnia 2015

Suma wszystkich strachów

"Uffff, po wizycie" - pomyślał Gabryś, gdy ulokowałam jego chude "cztery litery" w foteliku samochodowym, oczy jeszcze bardzo przeszklone od łez, ale na buzi powoli zaczął pojawiać się uśmiech, ja też odetchnęłam z ulgą, marząc o tym by ten dzień już się skończył i czym prędzej opuściłam teren szpitala. Pobudka o 5 rano i rozpacz nie do ogarnięcia dała mi się we znaki... jednak kiedy opłakany incydent zaczął powtarzać się przy każdej kontroli lekarskiej zrozumieliśmy, że nasz syn ma ogromny uraz, boi się lekarzy, szpitala i wszystkiego co z nim się kojarzy. Długo zastanawialiśmy się jak naprawić zepsute poczucie bezpieczeństwa, przecież nie ma na to specjalnej recepty, a każdy nasz pomysł był przyjmowany z coraz większą rozpaczą. Postanowiliśmy wrócić na ćwiczenia, jednak ten pomysł szybko odrzuciła elfowa ciocia Gabi mówiąc mi stanowcze nie! Rozumiem, bakterie i wszelkie inne dziadostwa, wiem jakie to niebezpieczeństwo dla Gabrysia, szczególnie po szpitalnych przeżyciach, ale wtedy łudziłam się, że powrót do ulubionych ciotek terapeutek trochę naprawi nam dziecko. I nie kłamiąc bardzo marzyłam już o powrocie do naszego starego "normalnego" życia, by coś się wreszcie stało, zmieniło, pozwoliło zapomnieć... Jeszcze tego samego dnia ciocia Gabi odwołała wszystkie swoje zajęcia i przyjechała do nas. Swoją wizytą sprawiła Gabrysiowi ogromną radość, mnie uspokoiła. Świadomość, że Gabi ją pamięta, cieszy się z jej obecności i do tego jeszcze fajnie współpracuje była bardzo budująca a wręcz dawała ogromną nadzieję. Ta wizyta jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu, że powinniśmy wrócić jak najszybciej do naszego "dawnego" życia, umówiłyśmy się jednak z naszą neurologopedką, że na ćwiczenia wrócimy nie wcześniej niż w połowie maja, czyli jakiś miesiąc od wyjścia ze szpitala. Posłusznie zostaliśmy w domu, tzn przy każdej sposobności z niego uciekaliśmy, odwiedziliśmy chyba wszystkie większe parki w Wa-wie. Te wycieczki Gabryś uwielbiał i o dziwo nigdy nie płakał kiedy nasze auto podążało w kierunku, któregoś z nich, jednak kiedy tylko kierunek zmieniał na ten medyczny znów nas nawiedzały wszystkie strachy. Łudziłam się, że kiedy wrócimy na ćwiczenia wszystko minie, dlatego z niecierpliwością czekałam połowy maja...
Kiedy już przyszedł pełna radości i emocji przygotowywałam Gabrysia do powrotu na ćwiczenia, od tygodnia trajkotałam tylko o tym (mam taki zwyczaj, że zawsze mówię Biniowi gdzie i po co jedziemy), wierzyłam, że teraz to już z górki, weźmiemy dobry rozpęd i szybko wrócimy do formy, ale przede wszystkim łudziłam się, że wszystkie przed szpitalne umiejętności Gabrysia momentalnie wrócą - a regres był ogromny. Nawet przez myśl nie przeszło mi, że mój plan nie wypali, że powroty mogą być tak trudne i, że wszystkie strachy powrócą. Tak... znów w drodze na ćwiczenia towarzyszył nam pan strach i czarna rozpacz, a do towarzystwa dołączyła pani syrena, to już był nadkomplet, ale najbardziej wkurzało to, jak bardzo rozpanoszyły w naszym życiu - dotarły nawet na ćwiczenia. Gabryś płakał, w sumie to nawet nie wiem dlaczego, bo nie chciał ćwiczyć, bo coś go bolało, bo mama wyszła - powodów mogło być wiele, ale ja mogłam się tylko domyślać. W drodze powrotnej gdy Gabryś zasypiał najprawdopodobniej z "ryczącego zmęczenia" zastanawiałam się co dzieje się w jego głowie i jak pomóc własnemu dziecku. Z każdą kolejną próbą wyjazdu z domu było już tylko gorzej a my, ja i nasz syn, byliśmy tymi podróżami coraz bardziej zmęczeni, dodatkowo zagubieni. Jedno było pewne nasz syn boi się ludzi, tak naprawdę akceptuje tylko nas - mamę i tatę. Na wieczornych małżeńskich posiedzeniach szukaliśmy pomysłu na naprawę własnego dziecka... Wiem, "mission impossible", nikt nie mówił, że będzie aż tak ciężko, nikt nie dał nam instrukcji obsługi do naszego "nowego dziecka". Nasze zmęczenie rosło do granic naszych możliwości, nie doszliśmy jeszcze do siebie po szpitalnych przejściach, a czego wymagać od dziecka, które nie chcący stało się sprawcą całego zamieszania. Do głowy przychodziło nam tylko jedno słowo - odpoczynek, wszyscy go bardzo potrzebowaliśmy, dlatego decyzja o wyjeździe zapadła w ekspresowym tempie. Wyczekiwaliśmy już tylko na ten dzień kiedy razem z naszym synem wyruszymy w podróż za chociaż jeden uśmiech. 
Koniówka - to miejsce za którym wszyscy bardzo tęskniliśmy od zeszłego roku i własnie tam wybraliśmy się w połowie czerwca, by najwyżej dokąd powóz Gabrysia dojedzie zostawić wszystkie zołzy i strachy.

14 komentarzy:

  1. Kochani- i to jest najtrudniejsze, najboleśniejsze..... nie poddawajcie się i nie poddajecie to cudowne. Gabryś orgomu sił i odwagi najwięcej potrzeba- DASZ RADĘ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy Aniu, sama wiesz, że dla naszych dzieci zrobimy wszystko, nawet gdy już brakuje sił, zawsze znajdziesz choć odrobinę, u jest lepiej, Gabryś w swoim tempie wraca do siebie, a nawet właśnie wróciliśmy z turnusu
      Uściski dla Was

      Usuń
  2. Justynko
    wzruszyłam się czytając Twój post.
    W ostatnim czasie wiele przeszliście. Cały czas byliśmy z Wami. Codzienne modlitwy, prośby o siłę, zdrowie, wiarę, nadzieję i przetrwanie trudnego czasu.
    Wierzę, że i przez to przejdziecie.
    Jesteście silni i pełni miłości. Gabryś, jest szczupły ale urósł i jakby zmężniał.
    Cieszę się, że opublikowałaś ten post. Bardzo dziękuję.
    Pozdrawiam serdecznie:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Lusiu, teraz to Ty mnie wzruszyłaś, nadal potrzebujemy Waszego wsparcia i modlitwy, przed nami jeszcze jedna operacja, tylko jak gdzieś juz wcześniej pisałam wciąż czekamy na wizytę u gastroenterologa...
      Powoli przygotowuje wpis o tym, co się wydarzyło, ale to bardzo trudny wpis.
      Gabryś po szpitalu bardzo się zmienił, niestety wychudł, wszędzie kości mu sterczą, ale nieskromnie dodam uśmiech ma jeszcze piękniejszy ;-) uściski i buziaki ślemy

      Usuń
  3. Boże, ile ten słodziak musi jeszcze wycierpieć? Popłakałam się czytając ten post. Gabryś to mądry chłopiec, niestety pamięta wszystko to, co musiał w ostatnim czasie wycierpieć. Wiadomo, trudno mu będzie to wszystko zapomnieć, ale niech Pani pamięta - miłość rodzica do dziecka potrafi zdziałać prawdziwe cuda. Jestem z Wami myślami oraz modlitwami. Zresztą Binaszka ma w sobie to coś, co nie pozwala mi o Nim zapomnieć - te mądre spojrzenie, ten prześliczny uśmiech. Pozdrawiam Was serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolina pomimo tego, że minęło już 5 miesięcy sama często pochlipuję w rękaw, to wraca jak jakiś koszmarny sen, wiele dni i wydarzeń wciąż nam przypomina o naszych marcowch przejściach, najgorsza jest jednak świadomość, że mogliśmy stracić naszego synka... strach pozostał
      ps. Justyna, bez pani
      pozdrawiam cię serdecznie

      Usuń
  4. Ja podziwiam Waszą rodzinę za siłę i wytrwałość:)))już dwa razy czytałam Wasz post i nie mogłam zostawić komentarza:)))Pozdrawiam serdecznie i siły życzę:)))uśmiech Gabrysia uroczy:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reniu kiedy tylko wracam myślami do tamtych dni - a wracam często... do oczu napływają, to był najgorszy czas w naszym życiu, ale nigdy przez myśl mi nie przeszło że jak wrócimy do domu to dalej będziemy walczyć... musimy być dobrej myśli że Gabryś w końcu zapomni
      uśmiech Gabrysia to coś co zawsze będzie nam dodawało sił, dla nas to coś bardzo wyjątkowego i wyraża nim setki uczuć ;)
      ściskamy cię serdecznie

      Usuń
  5. Serdecznie pozdrawiam Biniaszkowy świat:)))))moc buziaków:)))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja was bardzo mocno ściskam moi dzielni bieniaszkowie:) bardzo...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ile w tym wszystkim trudności.... ale jeszcze więcej odwagi, mądrości, cierpliwości, wytrwałości i wielkiej miłości. Tworzycie przepiękną rodzinę od której należy się uczyć!!! Jesteście bardzo potrzebni światu!!! "Żółwik" dla Gabrysia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteśmy zwyczajni, choc fakt pokochaliśmy to nasze niepełnosprawne szczęście nad życie!!!
      żółwik od Gabrysia, i od nas też

      Usuń
  8. z dedykacją dla Waszej rodzinki! Myślę, że ten wpis jest o Was: http://ztobamilzej.blogspot.fr/2015/10/i-oto-moj-plan-zyc-z-dnia-na-dzien-i.html

    OdpowiedzUsuń