wtorek, 4 września 2012

Pierwszy dzwonek

Zawsze byłam optymistką, zawsze miałam pozytywne nastawienie do życia, a pojawienie się w nim Gabrysia nauczyło mnie  jeszcze bardziej tym życiem się cieszyć, czerpać z niego garściami, dostrzegać wielkie a przede wszystkim maleńkie radości. Jednak czasami przychodzą takie chwile, że najchętniej gdzieś bym uciekła. Tak było dzisiaj - dla mnie ten dzień był bardzo trudny, ale wierzę, że dla Gabrysia był radosny. A może swoją radością mój synek chciał złagodzić mój smutek? 
Dziś mieliśmy rozpoczęcie roku szkolnego Gabrysia - pierwsze w jego życiu. Nie skłamię, jeśli napiszę, że nie tak miało być. Mieliśmy się cieszyć tą ważną chwilą w życiu Biniaszka, przecież nasze dziecko wchodzi w kolejny bardzo ważny etap swojego życia. Od kilku dni zastanawiałam się, czy iść? W sobotę byłam pewna, że nie pójdę. Buntowałam się przeciwko głupiej ustawie, która funduje mi wielką huśtawkę emocjonalną. Jednak w duchu miałam świadomość, że w ten sposób odbieram coś ważnego Gabrysiowi. Z drugiej strony zawsze starałam się walczyć o normalne życie dla mojego dziecka, nie chciałam zamykać się z nim w domu. A rezygnując z rozpoczęcia roku szkolnego dokładnie to bym zrobiła. Niedzielna rozmowa z Emi i wsparcie wielu bliskich nam osób dodało mi odwagi. Zaczęłam myśleć o tym, żeby jednak iść, ale ostateczną decyzję zostawiłam sobie na rano.
Biniaszkowa Szkoła 
Zmierzając w kierunku szkoły myślałam, o tym, czy dam radę, ale wiedziałam, że robię to dla Gabrysia. Miałam "wielkiego stresa" i zastanawiałam się, czemu "czymś" go nie załagodziłam... (to "coś" to jest pomysł na następne uroczystości). A Gabryś? Gabryś, w przeciwieństwie do mnie, był rozanielony - od kilku tygodni mówiliśmy mu o tym, że zostanie uczniem, że będzie uczył się w domu, ale czasami będziemy też chodzić do szkoły. Kiedy dotarliśmy pod, jak się chwilę potem okazało wypełnioną po brzegi, salę gimnastyczną (tam odbywała się cała uroczystość), pomyślałam: "no cóż, skoro już tu przyszłam, to chyba nie ucieknę". Przekroczyliśmy próg i delikatnie próbowaliśmy przesunąć się do przodu, żeby Gabryś mógł być ze swoją klasą. Ludzie niechętnie robili nam miejsce do przejścia, a przy tym niektórzy patrzyli na nas z politowaniem... Było mi przykro. Wszyscy radośni, uśmiechnięci, robili zdjęcia swoim pociechom. Nam tę radość odebrano przez to, że Gabryś nie mógł obchodzić takiego święta z dziećmi takimi jak on, bo tylko trochę się od nich różni... 
Kiedy stanęliśmy obok ławeczki, na której siedzieli przyszli uczniowie klasy 0E, uświadomiłam sobie, że to nie jest miejsce dla nas. Jak mogłam dać się namówić na coś takiego, około 200 zdrowych dzieci, a może nawet i więcej a wśród nich Gabryś - jedyny na wózku, jedyny niemówiący. Łzy same napłynęły do oczu. "Co ja tu robię?" - pomyślałam. Z zamyślenia wyrwała mnie pani Ania - nauczycielka Gabrysia, ale jak się okazało również całej klasy. Przywitała się z nami, za chwilę rozpoczęła się gala. Sama uroczystość była bardzo przyjemna, było sporo gości, widać było, że wszystko zostało dokładnie przygotowane. Gabrysiowi się podobało, szczególnie występy dzieci ze starszych klas, które przywitały maluchów radosnymi piosenkami i wierszami. Dla mnie było to naprawdę trudne przeżycie. Patrząc na te wszystkie dzieciaki myślałam o tym, jak wyglądałoby nasze życie, gdyby Gabryś był zdrowy - może w tym momencie zaczynałby już drugą klasę. 
Po uroczystościach pani Ania poinformowała mnie o spotkaniu klasowym na górze, ale odmówiłam - jak dla mnie było już za dużo wrażeń jak na jeden dzień. A myślałam, że jestem taka twarda... Pożegnałyśmy się, umówiłyśmy na kontakt wieczorem. Biniaszek i ja skierowaliśmy się do wyjścia - znów musieliśmy przejść przez tłum rodziców, których wcale nie ubyło, tylko teraz niewiele brakowało, żebym poryczała się na środku sali. Emocje i łzy puściły już na zewnątrz, a miała być radość. 
Kiedy wróciliśmy do domu, rozmawiałam z Gabrysiem o tym, co się dziś wydarzyło. Wiem, że moje dziecko bardzo potrzebuje kontaktu ze swoimi rówieśnikami, a samo rozpoczęcie roku było dla niego fajnym przeżyciem, więc może pomimo moich łez warto było. Smutno mi było, bo nadal nie wiedziałam nic o tym, w jaki sposób i na jakich zasadach będzie przebiegało nauczanie Gabrysia. Od tego również zależne są terminy terapii w ośrodkach (to czas ustawiania grafików), w których dotychczas Gabryś ćwiczył, a zajęcia rewalidacyjne nie zastąpią mu rehabilitacji.
no i nie było tak źle, Binio jak zawsze był bardzo dzielny

Happy End
Aby nie było za różowo... na koniec dnia zadzwoniła Pani Ania. Czekałam na ten telefon, bo bardzo liczę na to, że szkolne zajęcia przyniosą jakieś zmiany w rozwoju Gabrysia. Padłam! Dowiedziałam się, że Gabryś póki co nie będzie miał zajęć, ponieważ pan Burmistrz przez kilka miesięcy nie znalazł czasu na podpisanie jego dokumentów. Szkoła nie ma ani zgody, ani pieniędzy na nauczanie naszego dziecka... Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że gdybyśmy nie zgłosili Gabrysia do szkoły, do domu mogłaby zapukać policja. Czyż ta sama policja nie powinna iść teraz do Pana Burmistrza?

6 komentarzy:

  1. Matko Boska..toż to się w głowie po prostu nie mieści!!
    Justyna, a myślałaś o zgłoszeniu sprawy do Rzecznika Osób Niepełnosprawnych?
    Jak tak można???

    Myślałam o Was w poniedziałek..
    Przytulam Cie kochana, z całych sił..
    Nie daj się..

    Uściski dla Gabrysia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aga, tak zgłaszam do Rzecznika Praw Ucznia, zupełnie przez przypadek dostaliśmy namiar :) no i się przyda, na pewno tego tak nie zostawię, jutro robię Biniowi pierwszą lekcję w plenerze, a dalej czas pokaże.
    Aga Was również ściskam serdecznie
    powodzenia w Opolu
    a już widzę że sobie świetnie radzicie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. zapomniałam tylko dodać, że Pan Burmistrz był gościem szkoły na uroczystościach rozpoczęcia roku szkolnego...

    OdpowiedzUsuń
  4. Justyna, serce mi skrajałaś swoją opowieścią. Nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie twoich odczuć. A najbardziej nie mogę zdzierżyć draństwa najbardziej widocznego na poszczególnych szczeblach władzy...
    Powinnaś znaleźć czas na pana burmistrza i odwiedzić go razem ze wspaniałym nowo upieczonym Uczniem. Może jest mail do pana burmistrza? Może trzeba podesłać mu linka do bloga Gabrysia? Niech przeczyta, może ruszy drania.
    Dla mnie jesteś mocna, nie poddawaj się. Wierzę w Was. Jesteście wielcy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Jacku, dziękuję :) w dniu wczorajszym moja znajoma puściła link do bloga z prośbą o interwencję do "wszystkich świętych" w Biurze Edukacji ale również do pana Burmistrza... postaram się jak najszybciej opisać aktualną sytuację. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. No to niech mądrość spłynie na urzędowe głowy...wrrrrrrrrrrrrrrrr

    OdpowiedzUsuń