Asia...
Pewnie ją pamiętacie, wiele razy tu o niej
pisałam, bo była przy nas w różnych momentach naszego życia, pokochała naszego
Biniaszka i wspierała naszą walkę o niego. Ostatnio napisałam Wam, że ktoś
wyjątkowy walczy o życie. Tak, to ona – moja Asia...
Zaczęło się od Dżemu, tak zwyczajnie czy
nadzwyczajnie, bo miłość do muzyki tego scenicznego sekstetu nas połączyła.
Poznałyśmy się na solowym koncercie Maćka Balcara. Wesoła, sympatyczna i bardzo
otwarta na ludzi, miała takie światełko w oczach i piękny uśmiech – po prostu
nie dało się jej nie lubić. Codzienność, problemy, nocne pogaduchy na
facebooku, a przede wszystkim wspólne Dżemowanie bardzo nas do siebie zbliżyły,
wiedziałyśmy o sobie wiele, by nie powiedzieć, że wszystko. Potrafiłyśmy
przegadać pół nocy, Asia zawsze kończyła pisząc: „właśnie położyłam spać
wszystkich ludków na swoim fb, a to znaczy, że możemy iść spać”. To stało się
naszą tradycją, pisać, aż „wszyscy pogaszą światła”. I same koncerty... Być
wspólnie z innymi Dżemikami pod sceną to były piękne chwile, cieszyć się swoją
ulubioną muzyką z kimś, kto czuje to samo. Asia to uwielbiała, była bardzo
szczęśliwa w takich chwilach... Kiedy nie mogłam pojechać na koncert, zawsze
dzwoniła, żebym, chociaż przez chwilę, była z nią... Miałyśmy wiele szalonych
pomysłów i wiele z nich udało nam się spełnić. Pokochała naszego Gabrysia,
razem z nami cieszyła się z każdego jego kroku do przodu, bardzo chciała nam
pomóc i bez przerwy obmyślała akcje charytatywne. To ona wzięła mnie za rękę i
zaprowadziła do Leszka Martinka, powiedziała mu, że potrzebujemy pomocy. To ona
była ze mną, gdy Leszek zaproponował zorganizowanie zbiórki dla Gabrysia na
koncercie Dżemu, razem płakałyśmy ze szczęścia, bo dla nas to był wielki
zaszczyt. Był schyłek listopada, a może już początek grudnia, razem kończyłyśmy
przygotowania do Dżemowo-Biśkowego koncertu. Znów udało się zamknąć jakiś
temat, z wielkim bananem na twarzy dzwoniłam do niej, nie odebrała, nie
oddzwoniła. To było dziwne, bo w tamtych dniach nasze łącza były bez przerwy
zajęte. Asia zadzwoniła po kilku godzinach, po jej głosie wiedziałam, że coś
się stało, nie spodziewałam się jednak takiego „CZEGOŚ”. „Wiesz, podejrzewają u
mnie guza, muszę iść do szpitala”, powiedziała. „Musisz pozamykać wszystko
sama, ale ja wrócę na koncert choćbym miała stamtąd uciec…”. Długo razem
płakałyśmy, a ja nie mogłam w to uwierzyć. Przecież zaledwie tydzień wcześniej
wracałyśmy nocnym pociągiem z Torunia, oczywiście z Dżemu, przecież wszystko
było dobrze... Kilka razy mówiłam jej, że to ona jest teraz najważniejsza, że
może – ze względu na to, że w każdej chwili mogła źle się poczuć – warto
pomyśleć o zmianie organizatora, (bo to Asia odpowiadała za cała akcję). Gdy
tylko o tym wspominałam, zawsze mówiła: „nie ja tam muszę być, dla Biniaszka,
dla Ciebie”… Była mi bardzo potrzebna, ale nie za taką cenę. Widziałam, że w
trakcie obu koncertów towarzyszył jej ogromny ból, a ona tylko zaciskała zęby
i, widząc moje zdenerwowanie, ściskała moją rękę i mówiła: zobacz, wszystko się
udało. Niedługo po koncertach Asia miała bardzo poważną operacja i cztery sesje
chemii. Już na początku roku próbowałam z nią rozmawiać, tłumaczyć jej, że musi
się jakoś przygotować na przyszłość, otworzyć konto w jakiejś fundacji, bo
każdy, kto chorował w tym kraju, wie, że trzeba być milionerem, by przetrwać. A
Asia zawsze odpowiadała, że da radę, że dostanie rentę i jakoś sobie poradzą z
Kamcią, i że teraz to ona myśli, jak tu jeszcze pomóc Gabrysiowi…
Chemia ją
rozwalała, bardzo źle się czuła. Coraz rzadziej rozmawiałyśmy – zwyczajnie nie
miała na to siły, rzadko włączała komputer. Nasze długie conocne rozmowy
zamieniały się w krótkie informacje smsowe na temat jej samopoczucia. Asia
oczywiście zawsze pytała, co u Biniaszka. Jej jedynym marzeniem było lepiej się
poczuć i pójść wreszcie na Dżem, bo, wierzcie mi, wychodząc z jednego koncertu
zawsze myślałyśmy o tym kolejnym. Ale jej samopoczucie zawsze zmieniało plan
działania. W końcu się udało, w kwietniu przyszła na akustyk do Stodoły, była
taka szczęśliwa...
To był jej ostatni koncert – od tamtej pory słuchała ich już tylko przez telefon, gdy do niej dzwoniliśmy, i z płyt... Była bardzo dzielna i bardzo, bardzo chciała wygrać tę nierówną walkę... My wszyscy wokół staraliśmy się dać jej jak najwięcej wsparcia i otuchy. Przed wakacjami dostała dwie dodatkowe chemie, a w lipcu dotarła do nas wiadomość, jak straszne skutki miały dla niej te dodatkowe sesje… Asia była w bardzo ciężkim stanie. Przeszła kolejną bardzo poważną operację… Kiedy tylko poczuła się lepiej, odpisała mi: „ja się nie dam, walczę dla Kamci i dla Was, Kocham cię siostruś, a ty nie zapomnij – jesteś tam dla Gabrysia...”. Byliśmy wtedy na turnusie. W sierpniu, dzięki wsparciu Asi Piróg, pozwoliła mi przyjść do szpitala. Chodziłam codziennie, kiedy wychodziłam – płakałam, jej cierpienie bardzo bolało. Ale jej wola walki dawała ogromną nadzieję… Raz popłynęły mi przy niej łzy, wtedy, kiedy widziałam, jak stawia pierwsze kroki po operacji... Widziałam, jak bardzo było jej ciężko. A ona tak uparcie próbowała, te chwile bardzo budowały, była taka dzielna! Powiedziała mi kiedyś: „pojęcz mi coś jeszcze, że rehabilitacja Gabrysia zbyt wolno daje efekty, nawet nie wiesz, jak jest trudno być rehabilitowanym, zawsze będę jego najwierniejszą fanką”. W podziękowaniu za wszystko podarowałam jej zdjęcie Binia stojącego na nogach. Liczyłam, że w końcu sama go zobaczy, bez fotek, ale wtedy już nie wytrzymałam, obie płakałyśmy – była z nas taka dumna… Przed wypisem ze szpitala praskiego przyłapałam ją, jak biegła do łazienki. Szczęka mi opadła, bo wiem, jak trudna jest rehabilitacja, a Asia góry przenosiła… Miała wielu wspaniałych przyjaciół. Zawsze otaczało ją wielu ludzi o ogromnych sercach, ale ona też taka była. Ktoś zorganizował akcję pomocy finansowej, Ktoś inny zrobił kiermasz, a jeszcze inny Ktoś założył jej konto w Fundacji. Każdy chciał dać cząstkę siebie, każdy chciał pomóc, przytulić, wesprzeć w każdy możliwy sposób. W akcję włączyło się wiele wspaniałych zespołów muzycznych z Dżemem na czele, zagrały dla niej dwa Festiwale – najważniejsze imprezy dla dżemowych fanów. To była nasza mała Orkiestra Aśkowej Pomocy. Dla mnie to był zaszczyt, poznać tych wszystkich wspaniałych ludzi, którzy organizowali akcje dla Asi i brali w nich udział. A ona sama, w ciszy, skupieniu i z łezką w oku, oglądała nagrania z tych akcji. A my? My zdawaliśmy jej relację, tyle mogliśmy zrobić... Rak to wyjątkowo wredne gadzisko. Trzeba mieć dużo siły, wiary, a także mnóstwo szczęścia, żeby z nim wygrać. Niestety nie wszystkim się udaje...
Nasza Asia odeszła w sobotę 12 października 2013
roku, po bardzo długiej i ciężkiej chorobie. Bardzo dzielnie walczyła. Pozostawiła po sobie smutek, żal i pustkę, której nigdy nie zapełnimy.
Ale też wiele cudownych wspomnień, które zawsze będą nam o niej przypominać...
fot. Michał Baranowski |
To był jej ostatni koncert – od tamtej pory słuchała ich już tylko przez telefon, gdy do niej dzwoniliśmy, i z płyt... Była bardzo dzielna i bardzo, bardzo chciała wygrać tę nierówną walkę... My wszyscy wokół staraliśmy się dać jej jak najwięcej wsparcia i otuchy. Przed wakacjami dostała dwie dodatkowe chemie, a w lipcu dotarła do nas wiadomość, jak straszne skutki miały dla niej te dodatkowe sesje… Asia była w bardzo ciężkim stanie. Przeszła kolejną bardzo poważną operację… Kiedy tylko poczuła się lepiej, odpisała mi: „ja się nie dam, walczę dla Kamci i dla Was, Kocham cię siostruś, a ty nie zapomnij – jesteś tam dla Gabrysia...”. Byliśmy wtedy na turnusie. W sierpniu, dzięki wsparciu Asi Piróg, pozwoliła mi przyjść do szpitala. Chodziłam codziennie, kiedy wychodziłam – płakałam, jej cierpienie bardzo bolało. Ale jej wola walki dawała ogromną nadzieję… Raz popłynęły mi przy niej łzy, wtedy, kiedy widziałam, jak stawia pierwsze kroki po operacji... Widziałam, jak bardzo było jej ciężko. A ona tak uparcie próbowała, te chwile bardzo budowały, była taka dzielna! Powiedziała mi kiedyś: „pojęcz mi coś jeszcze, że rehabilitacja Gabrysia zbyt wolno daje efekty, nawet nie wiesz, jak jest trudno być rehabilitowanym, zawsze będę jego najwierniejszą fanką”. W podziękowaniu za wszystko podarowałam jej zdjęcie Binia stojącego na nogach. Liczyłam, że w końcu sama go zobaczy, bez fotek, ale wtedy już nie wytrzymałam, obie płakałyśmy – była z nas taka dumna… Przed wypisem ze szpitala praskiego przyłapałam ją, jak biegła do łazienki. Szczęka mi opadła, bo wiem, jak trudna jest rehabilitacja, a Asia góry przenosiła… Miała wielu wspaniałych przyjaciół. Zawsze otaczało ją wielu ludzi o ogromnych sercach, ale ona też taka była. Ktoś zorganizował akcję pomocy finansowej, Ktoś inny zrobił kiermasz, a jeszcze inny Ktoś założył jej konto w Fundacji. Każdy chciał dać cząstkę siebie, każdy chciał pomóc, przytulić, wesprzeć w każdy możliwy sposób. W akcję włączyło się wiele wspaniałych zespołów muzycznych z Dżemem na czele, zagrały dla niej dwa Festiwale – najważniejsze imprezy dla dżemowych fanów. To była nasza mała Orkiestra Aśkowej Pomocy. Dla mnie to był zaszczyt, poznać tych wszystkich wspaniałych ludzi, którzy organizowali akcje dla Asi i brali w nich udział. A ona sama, w ciszy, skupieniu i z łezką w oku, oglądała nagrania z tych akcji. A my? My zdawaliśmy jej relację, tyle mogliśmy zrobić... Rak to wyjątkowo wredne gadzisko. Trzeba mieć dużo siły, wiary, a także mnóstwo szczęścia, żeby z nim wygrać. Niestety nie wszystkim się udaje...
Tego samego dnia wieczorem w Sali Kongresowej w
Warszawie zagrał Dżem. Czasem wydaje mi się, że to nie przypadek, że Asia
odeszła w takim dniu... W drodze do nieba śpiewały jej Anioły - i tu, na ziemi,
i tam, bliżej nieba. A my czuliśmy, że jest wciąż z nami... Maciek ze specjalną
dedykacją dla niej wykonał "Modlitwę III" - jeden z najpiękniejszych
Dżemowych utworów. Nastała cisza, a chwilę później salę wypełniły ogromne
oklaski na stojąco. I łzy... Dla nas to było pożegnanie z naszą Asią.
Asiu, kocham Cię jak siostrę i już
tak bardzo mi Ciebie brakuje, tęsknię… I nigdy nie zapomnę… Zawsze będziesz
mieszkać w moim sercu... Przeżyłam z Tobą wiele pięknych chwil – dziękuję!
I
kiedyś jeszcze spełnię to nasze wspólne marzenie...
Wykon - wbija w fotel
OdpowiedzUsuńżałuje jednego....
Może się ziści na tamtym..
lepszym świecie
Asia [*]
Wiem, Ewa wiem... pewnie nie tylko ty tego żałujesz...
Usuńporyczałam się - Straciliście Cudownego Człowieka i Przyjaciela- szczere kondolencje
OdpowiedzUsuńale Asia już nie cierpi, słucha Modlitwy i nie tylko......
Aniu też sobie tak mówię, że tam jej będzie lepiej, że już nie cierpi- ale ta pustka... nikt i nic jej nie zastąpi...
UsuńNie mam słów...
OdpowiedzUsuń[*]
tak jak i ja ....
Usuń"Śpieszmy się kochać Ludzi, tak szybko odchodzą..." Nie wiem co napisać, wszystko będzie tylko banałem... Bardzo Wam współczuję... Niech Asia odpoczywa w pokoju [i][i][i]
OdpowiedzUsuńW takich chwilach potrzebny jest czas... dużo czasu... dziękuję Andrzeju
UsuńZaluje, ze jej nigdy nie poznalem :-( Ale wiem ze kiedys spotkamy razem sie... bo ty i Aniol twoj do siebie wezmiecie nas...
OdpowiedzUsuńJesteś wsród nas
bo dajesz o sobie jakis znak
W wiatru porywach
Skowrankach śpiewu
Szklanki brzęku
Kryjesz się
Ty nie umarłaś, przecież nie
W naszych sercach
Na zawsze miejsce masz
Bo miłość w nas niezniszczalna jest
M.Jedrzejczak
Wiem Maćku, wiele osób żałuje... pozdrawiam
UsuńJustynko, bardzo Wam współczuję...
OdpowiedzUsuńNiech Asia spoczywa w pokoju...
Lusia, dziękuję
Usuńdziś cieszę się że w tych wszystkich życiowych górkach i dołkach dostajemy wiele wspaniałych osób, jedną z nich była Asia
wierzę że tam na górze jest jej lepiej... i że nie cierpi...
Bardzo mi smutno mimo że nie znałam Asi też się popłakałam:miałaś szczęście że ją znałaś:myślę że nadal będzie z Wami teraz patrzy na Was z góry:Pozdrawiam serdecznie i bardzo Ci współczuję
OdpowiedzUsuńTo prawda Reniu, też wierzę w to że spogląda na nas z góry, i delikatnie dotyka paluszkiem pewnych spraw, będzie nadal nam pomagała tylko niewidzialnie...
Usuńdziękuję Ci bardzo i ściskam serdecznie
Smutno mi sie zrobilo....zal, I podzwiam was tak bardzo cierpiacych, sam zmagam sie z depresja, ale coz to jest w porownaniu z waszymi problemami, Justyno dzieki za bloga , pozdrowienia dla rRoberta, sily w codzieennym zyciu
OdpowiedzUsuńWiem, że smutno bo śmierć to bardzo trudny temat, jednak nie mogłam o niej nie napisać bo stanowiła bardzo dużą część naszego życia...
Usuńtrzymam kciuki, bo wiem że życie z każdą chorobą jest bardzo trudne...
pozdrawiam
Justyna
Dzieki, za odpowiedz, male pytanie, jak wam sie zyje w Polsce wsrod pustych ludzi, z waszymi problemami ,z czego biezecie sile ,.....
OdpowiedzUsuńJesteśmy razem, mimo wszystko bardzo szczęśliwi, a to ogromny plus, samemu byłoby ciężko, bywały wzloty i upadki, lepsze i gorsze dni, ale jakoś dajemy radę, ja dodatkowo siłę czerpię z Dżemu ich muzyki, i od wszystkich niesamowitych ludzi których poznaję i poznałam na koncertach, to oni dają mi siłę, wielkie wsparcie i dużo zrozumienia.
Usuńktoś kiedyś powiedział że "człowiek to taka świnia, która do wszystkiego się przyzwyczai" chyba po prostu osiągneliśmy ten etap...
Justynko
OdpowiedzUsuńBardzo Ci współczuję ....przytulam Cię ...
pozdrawiam Ilonko
Usuńw takich chwilach brakuje słów bo wszystkie wydają sie mało odpowiednie...
OdpowiedzUsuńtrzymajcie sie dzielnie w tym trudnym czasie
b.
to prawda, bo co byśmy nie powiedzieli będzie za mało....
OdpowiedzUsuńpowolutku wracamy do siebie...
pozdrawiam
czytam i placze...
OdpowiedzUsuńja trochę ochłonęłam, ale łzy często wracają... przebrnęłam już przez nasze facebookowe pogaduchy z czasu jej choroby, wciąż boli...
Usuń