Zaraz po powrocie z Siemiatycz ruszyliśmy w miasto, mieliśmy trochę zaległości w papierzyskach, więc odwiedziliśmy wszystkie średnio lubiane przybytki i po odstaniu ogromu czasu w kolejkach, odwiedziliśmy jeszcze Vigo. To nasza ortezownia, właśnie u nich robimy wszelki sprzęt stabilizujący i korygujący.
Od kilku tygodni odkładaliśmy wizytę u nich, ale Gabrysiowe palce w aktualnych ortezkach już dawno wyszły poza obszar trzymający stopę, dlatego jeszcze przed wyjazdem na turnus chcieliśmy, a wręcz musieliśmy pobrać miarę na nowe buty.

Miara, a dokładniej jej pobieranie to czynność czasochłonna i średnio lubiana przez Gabrysia jak widać, choć nie jest to bolesne, no może sprawia mały dyskomfort.
Pan Mikołaj najpierw suwmiarką zmierzył długość i szerokość stóp Gabrysia, potem miarką długość nogi od stopy do kolana - tutaj liczy się każdy szczegół, bo orteza musi być idealnie dopasowana do nogi, tak by ją porządnie trzymała, ale nie powodowała też żadnych obtarć ani odgniotków.
Potem pan Mikołaj założył Gabrysiowi specjalne skarpetki, owinął nogi folią, narysował na niej kreski oraz zaznaczył wszystkie ważne punkty (wrażliwe kosteczki), na które musi zwrócić szczególną uwagę robiąc nasze buty, a na koniec owinął Gabrysiowe nogi specjalnym bandażem, który po namoczeniu sztywnieje jak gips.
Na koniec perfekcyjne ciecie i mamy odlew na nowe ortezy.
Pan Mikołaj na podstawie tego odlewu będzie "lepił" nowe ortezy. Zrobienie takiej podstawowej łuski zajmuje około 5-6 tygodni, dopiero po tym czasie będzie pierwsza przymiarka.
Potem postanowiliśmy odwiedzić wujka Konrada, żeby w naszym gorsecie zrobił kilka poprawek bo Biniowi w kilku miejscach robiły się odgniotki i trochę nam dziecko zrzędziło. Wujek zrobił nam poprawki a dodatkowo w gratisie zrobił Gabiemu klimatyzację, bo uwierzcie latem ciężko w takim gorsecie, choć ja uważam, że nie tylko latem.
od tej pory nasz gorset wygląda jak ser szwajcarski |
