Wczoraj zajrzałem na bloga i aż się za głowę złapałem,
mama Wam nic nie pisze a u mnie tyle się dzieje, musicie jej wybaczyć, ostatnio
cały swój wolny czas poświęca dla mnie a jeszcze przed świętami w każdej wolnej
chwili budowała bombki, choinki i różne inne ozdoby świąteczne, ale to też dla
mnie. Muszę ją trochę odciążyć, dlatego dziś to ja Wam napiszę jak minął mi ten
ostatni rok.
Zaczynaliśmy go z pozytywnym bilansem choć mama często była smutna przez mój kręgosłup. Ciocia Ola z Dzielnego Misia już dawno pozbawiła rodziców złudzeń uświadamiając ich, że zmiany które zaszły w moim kręgosłupie są nieodwracalne, ale regularne ćwiczenia wciąż dają nadzieję na zahamowanie procesu wykrzywiania się mojej osi, jednak tak prosto jak było już nie będzie. Pocieszające było również to, że ćwiczenia oddaliły widmo operacji, której tak bardzo bali się rodzice. I oczywiście gorset, to było zadanie nr 1 dla rodziców, przejść przez wszystkie szczebelki formalności, abym go w końcu mógł używać. Pewnego dnia tatuś wziął wolne i razem zabrali mnie na prześwietlenie, okazało się, że jest naprawdę krzywo... Mama znów się martwiła i martwiła, aż w końcu wyciągnęła z szafy koszulkę, którą dostałem od cioci Kingi i wujka Łukasza i powtarzała, że choć to bardzo nie terapeutyczne to jednak jest prosto ;)
Na początku marca w mojej szkole Pani Dyrektor i
dzieciaki ze Szkolnego Koła Caritasu, zorganizowali specjalnie dla mnie akcję charytatywną,
kolejną już i pewnie nie było by w tym nic nadzwyczajnego, ale te szkolne akcje
mamusia nazywa „świętem pomagania” bo są naprawdę wyjątkowe. Dodatkowo tak się
złożyło, że w tym roku szkolna akcja charytatywna odbyła się w moje urodziny. Rodzice
przynieśli tort a dzieciaki tak bardzo, bardzo głośno zaśpiewały mi „sto lat”, byłem
taki szczęśliwy, mówię Wam taaaaka była impreza.
Kilka dni później bardzo bolał mnie brzuszek, wiele nie pamiętam, ale wiem, że byłem z mamusią u pani doktor i ona powiedziała, że zaatakował mnie wirus rota, a potem to już szpital, rodzice płakali, a mnie tak bardzo bolało, potem to już czarna dziura... Pamiętam tylko jak po wielu tygodniach wróciliśmy do domu, mamusia powiedziała mi wtedy, że to bardzo ważny dzień dla całej naszej rodziny, bo ja wygrałem bardzo trudną walkę o własne życie, i że to tak jakbym urodził się drugi raz, i że w tym roku będę obchodził podwójne urodziny. W domu uczyliśmy się wszystkiego od nowa, ja od nowa uczyłem się jedzenia, żucia i picia, rodzice od nowa uczyli się mojej pielęgnacji, trochę obowiązków im przybyło :/, poza tym mamusia musiała nauczyć się gotować specjalnie pode mnie, musiało być zdrowo ale smacznie i odżywczo, bo ja to jednak mam pańskie podniebienie, dlatego w nocy przeszukiwała internety, ale zabrała mnie też do bardzo sympatycznej pani dietetyk. Powiem, że nie raz to takie pyszne cuda wymyślała, że takie było mniam. Zresztą moja chudość zaczęła powolutku się zaokrąglać więc dieta właściwie działała.
W końcu przyszła wiosna, w poszukiwaniu witaminy D objeździłem
z mamą chyba wszystkie warszawskie parki, poznaliśmy zapach chyba wszystkich
napotkanych magnolii, a jak było bardzo ciepło leżakowaliśmy na trawce. Nic nie
musiałem, mogłem się obijać a wręcz musiałem dużo odpoczywać, w końcu kiedyś musiałem
się zregenerować, ech wiosna to taka fajna pora roku.
Ten cudowny czas, ktoś jednak zepsuł, mamusia zatęskniła za zajęciami, ja tęskniłem za moimi fajowymi ciotkami, ale tak bardzo się bałem obcych, poza tym było mi ciężko siedzieć samodzielnie, wciąż jednak byłem bardzo słaby, mamusia sama powtarzała, że kości mi przez skórę sterczą. Kiedy jeździliśmy, płakałem, bardzo płakałem. Na ćwiczeniach też płakałem, czasem, gdy mama przytulała mnie żebym trochę się uspokoił, w jej oczach widziałem łzy. Wiem, że była już tak bardzo zmęczona, ale ja tak bardzo się bałem. Pewnego dnia po zajęciach w Elfie, pojechaliśmy do cioci Oli z Dzielnego Misia.
Ciocia opowiedziała mamie o zrostach pooperacyjnych,
uświadomiła ją że przez nie bardzo może boleć mnie brzuch, pokazała jak pracować
by zrosty nie powodowały dodatkowego bólu, szkoda, że takich fachowych informacji rodzice nie
otrzymali od lekarzy… Po tych zajęciach pierwszy raz przespałem powrót do domu,
a w domu czekała na mnie niespodzianka, rodzice postanowili zabrać mnie w góry.
Mogę się założyć, że to był pomysł taty, mama to tylko o tych ćwiczeniach, a
przecież wszyscy potrzebowaliśmy odpoczynku.
Następnego dnia byliśmy już w podróży, taaaki byłem szczęśliwy...
Muszę Wam powiedzieć, że uwielbiam góry, tam zawsze bardzo aktywnie spędzamy
czas i tak było tym razem, bardzo dużo chodziliśmy, tzn. ja z tatusiem a mama
za nami się ciągnęła, bez przerwy narzekała, że tata jej ucieka i za szybko
chodzi, a ona musi za nami gonić. Codziennie pokonywaliśmy jakieś fajne doliny
po polskiej i słowackiej stronie, i chyba gdzieś daleko w górach zgubiły się
moje wszystkie strachy, bo po powrocie do domu przestałem płakać. Bałem się jeszcze
trochę, ale już nie tak bardzo, zacząłem nawet ładnie pracować na ćwiczeniach,
aż ciocie nie mogły wyjść z podziwu, ciocia Gabi powiedziała nawet mamie, że
teraz jak będę w kiepskiej formie to od razu wysyła nas w góry.
Kiedy wszystkie
dzieciaki zaczynały wakacje, ja na dobre wróciłem na ćwiczenia, ale mama zawsze
starała się mi to jakoś wynagrodzić. Wszystko powoli wracało, przede wszystkim
moje przed chorobowe umiejętności, nawet czasami udawało mi się stanąć na
nogach. Popołudnia spędzaliśmy z mamą najczęściej na starówce, albo przy
fontannach, czasami przy syrence karmiliśmy wróble i gołębie, mieliśmy swoją
ulubioną panią ze skrzypcami, choć ja najbardziej pokochałem chopinowskie ławki.
Zawsze po ćwiczeniach szliśmy do którejś z nich, mama brała mnie na kolana i
wtedy naciskaliśmy guziczek, i tak w kółko
naciskaliśmy, a ławka grała.
W upały najbardziej lubiłem wieczory, mama wtedy
rozkładała leżak na balkonie i tam kładła mnie spać, sama brała książkę i latarkę
i czytała mi, a kiedy zasypiałem czytała swoją, jak rano nie musieliśmy
wcześnie wstawać na ćwiczenia to pozwalała mi tak spać do 2 a czasem do 3 w
nocy. Opowiadała mi, że z latarką nauczyła się czytać jak była taka mała jak
ja, kiedy babcia kazała jej iść spać chowała się pod kołdrą i tak czytała.
Pod koniec lipca pojechaliśmy na turnus
rehabilitacyjny z Elfem, tata nie chciał żebym jechał, ale mamie bardzo
zależało, wierzyła, że im więcej będę pracować z neurologopedą moja buzia będzie
coraz ładniej pracować, a mi będzie łatwiej i jeść i pić. Ciocia Gabi jeszcze
przed turnusem ustaliła z mamą, że będę miał dużo mniej zajęć niż na
standardowym turnusie, moje ciocie dbają o moje zdrowie nie mniej niż moi
rodzice.
Po tych wszystkich męczących ćwiczeniach rodzice znów zabrali mnie w góry, wiedzieli, że nadal jestem bardzo, bardzo słaby a bardzo dużo ćwiczyłem, dlatego chcieli, żebym zregenerował się przed rozpoczęciem roku szkolnego. Znów przespacerowaliśmy kilkadziesiąt kilometrów, ale tym razem dokonaliśmy czegoś wyjątkowego, dotarliśmy w miejsca z których dotychczas rodzice rezygnowali przez mój wózek, zawsze gdy wózek nie chciał jechać tata brał mnie na ręce i przenosił przez ten najtrudniejszy odcinek, a mama wciągała moją karetę. Było super, dlatego już teraz czekam z niecierpliwością na kolejny wyjazd.
Od września wszystko wróciło, szkoła, regularne ćwiczenia
i wytężona praca. Jesienią zacząłem chorować, okazało się, że wszystkie choroby
przebyte w szpitalu bardzo osłabiły mój układ odpornościowy, wystarczy zwykły
przeciąg lub ludzki roznosiciel zarazek a ja od razu choruje... Wtedy
bardzo długo zostaję w domu, nawet 3 tygodnie, rodzice codziennie, nawet kilka razy dziennie
inhalują mnie i oklepują, produkują cud mikstury i syropy, wszystko robią po to bym znów nie musiał przyjmować
antybiotyków, mama mówi, że w szpitalu wykorzystałem limit antyboli na następną
dziesięciolatkę.
Wiem, że wciąż mam wiele zaległości, ale nie poddaje się i staram jak najwięcej ćwiczyć z rodzicami w domu, albo z ciotkami w ośrodkach rehabilitacyjnych, a dzięki temu wszystkiemu co robimy i jeszcze dzięki mojemu nowemu gorsetowi na ćwiczeniach dzieją się takie cuda!
Zaczynaliśmy go z pozytywnym bilansem choć mama często była smutna przez mój kręgosłup. Ciocia Ola z Dzielnego Misia już dawno pozbawiła rodziców złudzeń uświadamiając ich, że zmiany które zaszły w moim kręgosłupie są nieodwracalne, ale regularne ćwiczenia wciąż dają nadzieję na zahamowanie procesu wykrzywiania się mojej osi, jednak tak prosto jak było już nie będzie. Pocieszające było również to, że ćwiczenia oddaliły widmo operacji, której tak bardzo bali się rodzice. I oczywiście gorset, to było zadanie nr 1 dla rodziców, przejść przez wszystkie szczebelki formalności, abym go w końcu mógł używać. Pewnego dnia tatuś wziął wolne i razem zabrali mnie na prześwietlenie, okazało się, że jest naprawdę krzywo... Mama znów się martwiła i martwiła, aż w końcu wyciągnęła z szafy koszulkę, którą dostałem od cioci Kingi i wujka Łukasza i powtarzała, że choć to bardzo nie terapeutyczne to jednak jest prosto ;)
![]() |
Pamiętajcie na każdą krzywość jest sposób |
Kilka dni później bardzo bolał mnie brzuszek, wiele nie pamiętam, ale wiem, że byłem z mamusią u pani doktor i ona powiedziała, że zaatakował mnie wirus rota, a potem to już szpital, rodzice płakali, a mnie tak bardzo bolało, potem to już czarna dziura... Pamiętam tylko jak po wielu tygodniach wróciliśmy do domu, mamusia powiedziała mi wtedy, że to bardzo ważny dzień dla całej naszej rodziny, bo ja wygrałem bardzo trudną walkę o własne życie, i że to tak jakbym urodził się drugi raz, i że w tym roku będę obchodził podwójne urodziny. W domu uczyliśmy się wszystkiego od nowa, ja od nowa uczyłem się jedzenia, żucia i picia, rodzice od nowa uczyli się mojej pielęgnacji, trochę obowiązków im przybyło :/, poza tym mamusia musiała nauczyć się gotować specjalnie pode mnie, musiało być zdrowo ale smacznie i odżywczo, bo ja to jednak mam pańskie podniebienie, dlatego w nocy przeszukiwała internety, ale zabrała mnie też do bardzo sympatycznej pani dietetyk. Powiem, że nie raz to takie pyszne cuda wymyślała, że takie było mniam. Zresztą moja chudość zaczęła powolutku się zaokrąglać więc dieta właściwie działała.

Ten cudowny czas, ktoś jednak zepsuł, mamusia zatęskniła za zajęciami, ja tęskniłem za moimi fajowymi ciotkami, ale tak bardzo się bałem obcych, poza tym było mi ciężko siedzieć samodzielnie, wciąż jednak byłem bardzo słaby, mamusia sama powtarzała, że kości mi przez skórę sterczą. Kiedy jeździliśmy, płakałem, bardzo płakałem. Na ćwiczeniach też płakałem, czasem, gdy mama przytulała mnie żebym trochę się uspokoił, w jej oczach widziałem łzy. Wiem, że była już tak bardzo zmęczona, ale ja tak bardzo się bałem. Pewnego dnia po zajęciach w Elfie, pojechaliśmy do cioci Oli z Dzielnego Misia.
a gdy się zmęczyłem, znów było krzywo... |
Gdy radość ma na imię urlop :) |
![]() |
I było mi bardzo smutno, kiedy rodzice powiedzieli, że wracamy |
tyle szczęścia, bo ławka gra |
![]() |
balkonig |
Po tych wszystkich męczących ćwiczeniach rodzice znów zabrali mnie w góry, wiedzieli, że nadal jestem bardzo, bardzo słaby a bardzo dużo ćwiczyłem, dlatego chcieli, żebym zregenerował się przed rozpoczęciem roku szkolnego. Znów przespacerowaliśmy kilkadziesiąt kilometrów, ale tym razem dokonaliśmy czegoś wyjątkowego, dotarliśmy w miejsca z których dotychczas rodzice rezygnowali przez mój wózek, zawsze gdy wózek nie chciał jechać tata brał mnie na ręce i przenosił przez ten najtrudniejszy odcinek, a mama wciągała moją karetę. Było super, dlatego już teraz czekam z niecierpliwością na kolejny wyjazd.
Byliśmy nawet na zamku, gdzie szukałem księżniczki, ale nie wpuścili mnie bo wózek |
Wiem, że wciąż mam wiele zaległości, ale nie poddaje się i staram jak najwięcej ćwiczyć z rodzicami w domu, albo z ciotkami w ośrodkach rehabilitacyjnych, a dzięki temu wszystkiemu co robimy i jeszcze dzięki mojemu nowemu gorsetowi na ćwiczeniach dzieją się takie cuda!
Chyba sami potwierdzicie, że gdyby nie ta „czarna
marcowa dziura”, miałem bardzo fajny rok.