Nie od dziś wiadomo, że pani matka uwielbia naszych szczypiornistów, do jednego nawet wzdycha i to bardzo, pan ojciec też uwielbia, ale on kibicuje wszystkiemu co biega za piłką więc to nie ta sama miłość... Nasz Gabi chcąc nie chcąc zmuszony jest do domowego kibicowania, choć śmiem twierdzić, że w tej kwestii prawdziwą jest zasada "niedaleko pada jabłko od jabłoni". ;)


W piątek po ostatnich turnusowych zajęciach opuściliśmy Mąchocice, wiedziałam, że noc przespana w domu da Gabrysiowi dodatkową energię na następny dzień, a zależało mi bardzo na tym by Junior był w jak najlepszej formie. Przy sobotniej porannej kawie wyciągnęłam skitrane gdzieś głęboko bilety i poinformowałam swoich panów o planach na wieczór. Radość - to jedyny komentarz :). Niespodzianka się udała.
Popołudniu zebraliśmy parę potrzebnych gadżetów, coś do picia i do przekąszenia dla Juniora i hełomofony - nasz Gabi nie lubi tego dziadostwa, ale zawsze mamy je ze sobą na wszystkich głośnych imprezach. Wieczorem byliśmy już w Legionowie, wózek zostawiliśmy w samochodzie, ciężko byłoby przekomarzać się z nim w takim miejscu. Ochrona wpuściła nas na halę dobry kwadrans przed całą resztą publiczności, dzięki temu bezpiecznie zajęliśmy swoje miejsca :) i w zupełnej jeszcze wtedy ciszy mogliśmy podziwiać trenujących szczypiornistów a co niektórzy przyzwyczaić się do nowego miejsca.
Oczywiście nie obyło się bez napadu, ta menda nigdy nas nie opuszcza, ale Biniowi wystarczyło przytulić się do pewnego miejsca u własnej matki i zmęczenie ponapadowe szybko poszło w niepamięć.
A sam mecz to była mega dawka pozytywnych emocji, radość z kibicowania udzieliła się naszemu dziecku na całego, nasz syn razem z nami bił brawo, z naszą pomocą wymachiwał szczypiorem :D, ale przed oczami wciąż mam jego uśmiech, a raczej śmiech, by nie dopisać rechot po każdej strzelonej bramce, kiedy na hali rozlegał się gromki okrzyk GOOL.
Warto było :), dla tego uśmiechu zawsze jest warto!
Kto wie może to czas na PGE Narodowy :) albo chociaż na Legię!
Popołudniu zebraliśmy parę potrzebnych gadżetów, coś do picia i do przekąszenia dla Juniora i hełomofony - nasz Gabi nie lubi tego dziadostwa, ale zawsze mamy je ze sobą na wszystkich głośnych imprezach. Wieczorem byliśmy już w Legionowie, wózek zostawiliśmy w samochodzie, ciężko byłoby przekomarzać się z nim w takim miejscu. Ochrona wpuściła nas na halę dobry kwadrans przed całą resztą publiczności, dzięki temu bezpiecznie zajęliśmy swoje miejsca :) i w zupełnej jeszcze wtedy ciszy mogliśmy podziwiać trenujących szczypiornistów a co niektórzy przyzwyczaić się do nowego miejsca.
Oczywiście nie obyło się bez napadu, ta menda nigdy nas nie opuszcza, ale Biniowi wystarczyło przytulić się do pewnego miejsca u własnej matki i zmęczenie ponapadowe szybko poszło w niepamięć.
A sam mecz to była mega dawka pozytywnych emocji, radość z kibicowania udzieliła się naszemu dziecku na całego, nasz syn razem z nami bił brawo, z naszą pomocą wymachiwał szczypiorem :D, ale przed oczami wciąż mam jego uśmiech, a raczej śmiech, by nie dopisać rechot po każdej strzelonej bramce, kiedy na hali rozlegał się gromki okrzyk GOOL.

Kto wie może to czas na PGE Narodowy :) albo chociaż na Legię!
PS1. Oczywiście nasi Mistrzowie wygrali 36:26
PS2. Ulubieniec pani matki zaraz po powrocie z Rio, ogłosił zakończenie kariery :/ i serce pęknęło...
PS2. Ulubieniec pani matki zaraz po powrocie z Rio, ogłosił zakończenie kariery :/ i serce pęknęło...
Super! Wspaniała pozotywna impreza, które może wykrzesać u Gabiego nieodkryte do tej pory pokłady energii. W przyszłym roku musicie wpaść do mnie koniecznie na otwarte ogrody! Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńTo prawda, Gabi już od jakiegoś czasu pokazuje nam, że chce uczestniczyć w naszym codziennym życiu, i każdy taki wypad sprawia mu mega radość :)
UsuńJesteśmy bardzo chętni, w tym roku szpital nas zatrzymał, tylko proszę o info wcześniej, moze w końcu się uda :)
uściski Andrzeju
Nie mogłam do Was dotrzeć bo ostatnio trochę niedomagam:))ale po przeczytaniu posta i obejrzeniu zdjęć uśmiechniętego Gabrysia sama się lepiej poczułam:)))cieszę się razem z Wami że udało Wam się tam być:))pozdrawiam serdecznie i uściski przesyłam:)))
OdpowiedzUsuńMożemy się tylko cieszyć, że uśmiech Gabrysia ma taką moc :) Reniu zdrówka, mam nadzieję że to nic poważnego!
Usuńuściski
Jak ja kocham uśmiech Gabrysia. Ma w sobie to coś, co sprawia, że po prostu nie da się go nie kochać. Świetnie, że Gabryś uczestniczy w tego typu wydarzeniach, że nie siedzi w domu. A mecz na Narodowym? Czemu nie. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńMy też, dla nas to trochę wyznacznik życiowy, i zawsze w takich momentach chce się więcej :) juz dawno pisałam o tym że raz na jakis czas odwiedzamy kino, zabieramy młodego na koncerty, impreza sportowa zdarzyła nam się pierwszy raz, mam nadzieję że dane nam będzie jeszcze nie raz ;) a Narodowy to juz do taty należy, bo to on najczęściej tam bywa, ale jak długo będzie zwlekał z decyzją zrobię mu wstyd :D
Usuńuściski :*
Justynko,
OdpowiedzUsuńczytałam post zaraz po opublikowaniu. Przepraszam, że natychmiast nie odpisałam. Serce się moje uradowało na widok uśmiechniętego Gabrysia. Justynko, sprawiłaś swoim chłopakom i oczywiście sobie, ogromną radość kupując bilety na mecz. Widząc radość na buzi Gabrysia okazało się to strzałem w dziesiątkę.
Kochanie mam nadzieję, że serce się już zabliźniło. Jestem na 100% pewna, że znajdziesz nowego idola.
Całuję Was i serdecznie pozdrawiam:)
Lusiu ja często tak mam, że przeczytam i nie zdążam zostawić "śladu", bo Gabryś kończy ćwiczenia, albo coś... mam takie zaległości u Ciebie, że nawet nie komentuję...
UsuńTen mecz to mega sprawa, już od dawna czytam w Gabrysiowych oczach "chcę uczestniczyć w Waszym życiu" i każde takie wyjście jest strzałem w 10, po tym uśmiechu to poznaję, jeżeli Was wszystkich cieszy ten uśmiech to mozesz sobie wyobrazić co my czujemy :)
Serce nie zagojone, wymyśliłam że raz na dwa miesiące będę jeździć do Puław :) wiem, wariatka :) ale życie to małe radości, to one napędzają nasz kolejny dzień i warto czerpać z niego garściami :)
odwzajemniamy uściski i pozdrowienia, buziaki