"Tam dojadę, gdzie graniczą Stwórca i natura" Adam Mickiewicz
Mielno, rok 2008, zdjęcia wykonał Krzysztof Miłkowski |
Kiedy mówię znajomym, że
wyjeżdżamy na turnus zimowy nad morze, wszyscy się śmieją, bo niby robimy
wszystko na odwrót - latem jedziemy w góry, a zimą jeździmy nad morze. Często
słyszę "morze zimą... przecież taki wyjazd jest bez sensu, zimno, wieje,
łatwiej złapać przeziębienie, a poza tym jakie w tym czasie są tam
atrakcje...".
A my po prostu unikamy
letniego nadmorskiego zgiełku. Ja wręcz uwielbiam tamtejszą zimową ciszę,
dlatego tak bardzo lubię wyjazdy nad morze o tej porze roku. Wtedy nasz Bałtyk
jest najpiękniejszy. Fakt - nie poleżę plackiem na plaży, nie popluskamy się z
Biniem w morskiej wodzie, choć ta nawet w środku lata do najcieplejszych nie
należy, nie siądziemy wieczorem na plaży, by podziwiać zachód słońca. Mamy za
to magiczne nadmorskie widoki namalowane przez śnieg i mróz. Piasek jest lekko
zmrożony, więc wózek lekko jedzie. Uwielbiam zimowy nadmorski spokój, powietrze
przesycone jodem - wtedy naprawdę wypoczywam. Spacer w takiej scenerii jest
niesamowitą atrakcją. Od 6 lat regularnie co zimę
wyjeżdżamy na turnusy nad morze. Początkowo odwiedzaliśmy Mielno, od dwóch lat
jeździmy do Dąbek. Zawsze staramy się, aby spacery nad morze były stałym
punktem każdego spędzanego tam dnia. A atrakcje, choć nie są nam specjalnie
potrzebne, pojawiają się same. W tym roku towarzyszyły nam podczas każdego
spaceru.
Jadąc z Gabrysiem na turnus
zastanawiałam się, jakie morze będzie w tym roku i czym nas zaskoczy.
Opowiadałam mu o naszych spacerach z poprzednich lat, o szumie morskich fal,
którego zawsze lubiliśmy słuchać i o ptakach, dla których codziennie
wynosiliśmy pieczywo z hotelu. Kiedy minęliśmy Trójmiasto, miałam ogromną
ochotę zjechać gdzieś w kierunku morza, zobaczyć, jakie jest. Pogoda sprzyjała
malowniczym widokom, ale wiedziałam, że Gabryś jest już zmęczony, i że jemu w
tym momencie najbardziej potrzebny jest odpoczynek (od 5 rano byliśmy w
trasie), więc ostatecznie postanowiłam szybko dotrzeć do ośrodka.
Na wieczornym spotkaniu z organizatorami turnusu otrzymaliśmy nasz plan zajęć i trochę się zmartwiłam - wiedziałam, że będzie nam trudno wygospodarować czas na codzienne spacery. Już w poniedziałek udało nam się jednak po raz pierwszy wybrać nad morze. Byliśmy tam w południe, ale było jakoś szaro, a samo morze nie przypominało tego z moich wspomnień. Ale i tak było piękne i tajemnicze. Plaża trochę się zmieniła, pośrodku powstało coś w rodzaju mini wydmy - stwierdziłam, że to musi być pozostałość po zeszłorocznych "cofkach". Ambitnie zaciągnęłam wózek pod samą wodę - przecież Gabryś musiał zobaczyć morze, posłuchać szumu fal i pomóc mi w karmieniu ptaków, czym był bardzo zachwycony.
Kiedy wracaliśmy, było
trochę ciężej przemieścić się przez plażę z wózkiem. Małą wydmę jakoś
pokonaliśmy, ale kiedy musiałam wciągnąć wózek z Gabrysiem pod dużą wydmę,
odpadłam... Duża góra piachu zasypana śniegiem i do tego strasznie śliska (po
kilku dniach okazało się, że wystarczyło zmienić buty) - tego nie odczułam, jak
z niej schodziłam. Próbując wczołgać się pod górę robiłam krok do przodu i dwa
w tył... "Kurczę, pewnie już podają obiad, jestem ciekawa czy doczłapię
się na tę górkę do 14... (o 14.00 w hotelu kończyła się pora obiadowa)" -
pomyślałam. Po kilku kolejnych próbach w duchu sama śmiałam się z siebie i
obiecałam sobie, że to ostatni raz, kiedy robię coś ponad swoje możliwości! Po
wielu próbach byliśmy tak naprawdę w tym samym miejscu. Poinformowałam
Gabrysia, że pomimo tego, iż uwielbiam wozić go w jego fajowskim wózku, to
jednak będzie musiał wyjść z niego i kawałek przejść sam, najlepiej na własnych
nogach (tu wcale bym się nie obraziła) - bo matka z sił opadła.
Po pewnym czasie spacerujący plażą Pan dostrzegł nas i chyba domyślił się, że potrzebujemy pomocy, bo skierował się w naszą stronę. Obdarował mnie swoim kijkiem do nordic walkingu, sam szedł z drugim i w minutę byliśmy na górze. Takie to było proste... Kiedy się żegnaliśmy, podziękowałam mu, ale miałam spore obawy, czy zaraz mi nie strzeli czegoś o mojej nieodpowiedzialności. Ale Pan powiedział tylko jedno zdanie: "jestem nauczycielem, to mój obowiązek pomagać innym i uczyć tego moją młodzież. Ale zawsze z radością będę pomagał takim osobom jak pani, za życie z pasją, a czasem nawet ponad swoje możliwości, życzę jeszcze większego uśmiechu na co dzień...". Wracając, zastanawiałam się, kiedy zdążył mnie tak dobrze poznać , obiecałam sobie jednak, że to mój ostatni taki wybryk - od tej pory poniżej promenady nie schodzimy...
I zgodnie z obietnicą daną sobie ograniczaliśmy się do spacerów tylko do wydmy, ptaki same do nas przylatywały, więc nie było potrzeby schodzenia bliżej. W sobotę po obiedzie mieliśmy wolne popołudnie, około 3 godzin - żal było spędzić ten czas w hotelu. Wraz z grupą innych mam umówiłyśmy się na wspólny spacer, jednak ambitne plany zejścia nad morze miałyśmy tylko z Anią, mamą Zosi. Oboje z Gabrysiem uwielbiamy spacerki z Zosią i jej mamą, często wspólnie spacerujemy w Warszawie, jednak tamten sobotni spacer długo będziemy pamiętali. Jak się okazało dwie godziny później, to był spacer wyczynowy...
Ania znała skrót przez las, taki, którym szybko schodziło się na plażę. Krótką, ale bardzo wyboistą
drogą szybko dotarłyśmy do wydmy. Wózek jakimś cudem się nie rozpadł, a Gabryś
z niego nie wypadł. Wydma była dość stroma, ale z góry nie było tego widać,
więc odważnie zjechaliśmy na dół. Dopiero na dole zobaczyłyśmy, jak to wygląda
i od razu stanowczo stwierdziłam, że tamtędy nie wracam. Pod tę górę z wózkiem
i Gabrysiem nie dałabym rady. Postanowiłyśmy z Anią, że pójdziemy wzdłuż morza
do najbliższego wyjścia. Pokonanie tej samej odległości równoległą do plaży
asfaltową drogą zajmowało nam jakieś 20 minut, a nasz sobotni spacer trwał
jakieś 2 godziny...
Dzień był piękny, chwilami zza chmur wyglądało słońce, lepszej pogody nie można sobie było wymarzyć. Tylko piach już nie był zamarznięty, więc wózek wcale nie chciał po nim jechać, a kółka wręcz grzęzły i zapadały się głęboko. Wraz z Anią wózki ciągnęłyśmy za sobą, bo pchać się ich nie dało, i wzbudziłyśmy tym ogromne zainteresowanie wśród innych spacerujących (a wyszłyśmy tylko na spacer!). Gabryś oczywiście poszedł spać w najlepsze, co mnie akurat ucieszyło, bo przynajmniej nie jęczał - tym razem mama mogła sobie pozrzędzić... I Zosia troszkę się denerwowała, że mama jakoś dziwnie jej wózek prowadzi.
Gabryś obudził się, kiedy nasz spacer przez plażę dobiegał końca, a po jego humorze mogłam wywnioskować, że się dotlenił, bardzo dotlenił. Nam pozostało tylko przeciągnąć wózki przez miniwydmę i przez tę ogromną również, co wcale nie było łatwe, pomimo tego, że śniegu już nie było.
Przez nasze ambitne pomysły spacer zdecydowanie się przedłużył, Zosia spóźniła się na naukę czytania, a my na styk wyrobiliśmy się na zajęcia na basenie... Miał być taki niewinny spacerek, a obie z Anią jeszcze w niedzielę czułyśmy go w łydkach.
Jak wspominałam już wcześniej, my, czyli Gabryś i ja, uwielbimy morze zimą pomimo braku atrakcji, bo te tworzymy sobie sami. Uwielbiamy morze zimą również pomimo strasznych chorób, które przyjechały z nami z turnusu do domu. Dziś z radością poszlibyśmy na taki męczący spacerek... Pozostaje nam wierzyć, że przede wszystkim zdrowie, ale również finanse pozwolą nam znaleźć się tam również w przyszłym roku
Dąbki - styczeń 2012 r. |
Mielno, styczeń 2009 rok |
Na wieczornym spotkaniu z organizatorami turnusu otrzymaliśmy nasz plan zajęć i trochę się zmartwiłam - wiedziałam, że będzie nam trudno wygospodarować czas na codzienne spacery. Już w poniedziałek udało nam się jednak po raz pierwszy wybrać nad morze. Byliśmy tam w południe, ale było jakoś szaro, a samo morze nie przypominało tego z moich wspomnień. Ale i tak było piękne i tajemnicze. Plaża trochę się zmieniła, pośrodku powstało coś w rodzaju mini wydmy - stwierdziłam, że to musi być pozostałość po zeszłorocznych "cofkach". Ambitnie zaciągnęłam wózek pod samą wodę - przecież Gabryś musiał zobaczyć morze, posłuchać szumu fal i pomóc mi w karmieniu ptaków, czym był bardzo zachwycony.
Górka, która nas pokonała |
Po pewnym czasie spacerujący plażą Pan dostrzegł nas i chyba domyślił się, że potrzebujemy pomocy, bo skierował się w naszą stronę. Obdarował mnie swoim kijkiem do nordic walkingu, sam szedł z drugim i w minutę byliśmy na górze. Takie to było proste... Kiedy się żegnaliśmy, podziękowałam mu, ale miałam spore obawy, czy zaraz mi nie strzeli czegoś o mojej nieodpowiedzialności. Ale Pan powiedział tylko jedno zdanie: "jestem nauczycielem, to mój obowiązek pomagać innym i uczyć tego moją młodzież. Ale zawsze z radością będę pomagał takim osobom jak pani, za życie z pasją, a czasem nawet ponad swoje możliwości, życzę jeszcze większego uśmiechu na co dzień...". Wracając, zastanawiałam się, kiedy zdążył mnie tak dobrze poznać , obiecałam sobie jednak, że to mój ostatni taki wybryk - od tej pory poniżej promenady nie schodzimy...
I zgodnie z obietnicą daną sobie ograniczaliśmy się do spacerów tylko do wydmy, ptaki same do nas przylatywały, więc nie było potrzeby schodzenia bliżej. W sobotę po obiedzie mieliśmy wolne popołudnie, około 3 godzin - żal było spędzić ten czas w hotelu. Wraz z grupą innych mam umówiłyśmy się na wspólny spacer, jednak ambitne plany zejścia nad morze miałyśmy tylko z Anią, mamą Zosi. Oboje z Gabrysiem uwielbiamy spacerki z Zosią i jej mamą, często wspólnie spacerujemy w Warszawie, jednak tamten sobotni spacer długo będziemy pamiętali. Jak się okazało dwie godziny później, to był spacer wyczynowy...
Wydma |
Dzień był piękny, chwilami zza chmur wyglądało słońce, lepszej pogody nie można sobie było wymarzyć. Tylko piach już nie był zamarznięty, więc wózek wcale nie chciał po nim jechać, a kółka wręcz grzęzły i zapadały się głęboko. Wraz z Anią wózki ciągnęłyśmy za sobą, bo pchać się ich nie dało, i wzbudziłyśmy tym ogromne zainteresowanie wśród innych spacerujących (a wyszłyśmy tylko na spacer!). Gabryś oczywiście poszedł spać w najlepsze, co mnie akurat ucieszyło, bo przynajmniej nie jęczał - tym razem mama mogła sobie pozrzędzić... I Zosia troszkę się denerwowała, że mama jakoś dziwnie jej wózek prowadzi.
Gabryś obudził się, kiedy nasz spacer przez plażę dobiegał końca, a po jego humorze mogłam wywnioskować, że się dotlenił, bardzo dotlenił. Nam pozostało tylko przeciągnąć wózki przez miniwydmę i przez tę ogromną również, co wcale nie było łatwe, pomimo tego, że śniegu już nie było.
Przez nasze ambitne pomysły spacer zdecydowanie się przedłużył, Zosia spóźniła się na naukę czytania, a my na styk wyrobiliśmy się na zajęcia na basenie... Miał być taki niewinny spacerek, a obie z Anią jeszcze w niedzielę czułyśmy go w łydkach.
Jak wspominałam już wcześniej, my, czyli Gabryś i ja, uwielbimy morze zimą pomimo braku atrakcji, bo te tworzymy sobie sami. Uwielbiamy morze zimą również pomimo strasznych chorób, które przyjechały z nami z turnusu do domu. Dziś z radością poszlibyśmy na taki męczący spacerek... Pozostaje nam wierzyć, że przede wszystkim zdrowie, ale również finanse pozwolą nam znaleźć się tam również w przyszłym roku
Ale malownicze widoki na pierwszych fotach zazdroszczę Te pchania wózka w piachu znam z autopsji, ale dla uśmiechniętego Gabrysia warto Byliście może kiedyś w Świnoujściu? Jeśli nie to polecam. Nie umęczycie się tam ze spacerowaniem, aż tak:-) Sprawdzałyśmy z mamą latem ubiegłego roku, i ona z racji prowadzenia mego sprzętu, nie mogła wyjść z podziwu biorąc pod uwagę dostosowanie do potrzeb osób poruszających się na wózkach.
OdpowiedzUsuńŚciskam
Ewa czytałam kiedyś o Świnoujściu ale jakoś zawsze brakowało czasu żeby aż tam się wybrać :) niestety daleko...
Usuńuściski kochana
Morze zimą jest cudowne i widać Waszą radość, przecież o to chodzi, aby być szczęśliwym :-) tez jeździliśmy zimą :-) Piękne zdjęcia
OdpowiedzUsuńa już nie jeździcie? mam nadzieję że jeszcze nie raz uda nam się tam znaleźć, pozdrawiam serdecznie
UsuńMatki siłaczki:*
OdpowiedzUsuńOdezwała się matka, nie - siłaczka :D
Usuńa zapomniałaś jak w zeszłym roku byłaś gotowa wodę w kałuży przelewać w poszukiwaniu pewnych aparatów, to był turnus i do tego jakie emocje - zaniosłam osobiście Frania na górę i nie było pawia ;)
Aga uściski dla całej Waszej czwórki :*
Najbardziej wyczynowy spacer jaki przeżyłam i bardzo wesoły:)Zosia przesyła Wam swój uśmiech...za rok powtórka:)
OdpowiedzUsuńAnia z Wami zawsze ;)
UsuńNajpiękniejsze atrakcje są wtedy gdy sami je tworzymy:)))Jesteście roześmiani i od razu widać że morze o tej porze roku Wam sprzyja:))))Pozdrawiam i wiele takich miłych chwil życzę
OdpowiedzUsuńDziękuję Reniu, jedziemy tam ćwiczyć ale także odpocząć i zawsze bedę starała się tak układać dzień żeby znaleźć czas na takie radości ;) uściski
UsuńA kiedy dalszy odcinek koncertu Dżemowego? ;) Ppzrawiam!
OdpowiedzUsuńO matko jakie ja mam zaległości - będzie wszystko, musze tylko wygrzebać sie pochorobowego niebytu, dodatkowo od początku marca moje dziecko świętuje urodziny... więc goście, goście, goście a matka na nic czasu nie ma, ale obiecuję się sprężyć i wrzucić jak najszybciej
Usuńpozdrawiam
Nie jestem zaskoczona, że uwielbiasz morze zimową porą. Gapiłam się w ekran monitora. Gabryś jest taki szczęśliwy, uśmiechnięty. Patrzeć na Niego to prawdziwa przyjemność...Twoje zdjęcia są przepiękne...
OdpowiedzUsuńMorze zimową porą, prawdziwe cudo. Nigdy nie byłam.
Justynko, widzę, że mimo spacerowych wyczynów, jesteście bardzo szczęśliwi. I to jest najważniejsze.
Ślę moc serdecznych pozdrowień.
Całusy dla wszystkich.
Lusia
Lusia polecam, zobaczyć morze z pierwszego zdjęcia to coś niesamowitego, ja cały czas na to poluję, na te 6 wyjazdów 2 raz widziałam coś takiego, ale polecam taki wyjazd bo w tym czasie można naprawdę tam odpocząć - cisza i spokój dla mnie bezcenne
UsuńLusiu my też z całego serca Was ściskamy
Justyna
To jeѕt w istοcie гenomοwany kawałek:) Ϲzаpkі
OdpowiedzUsuńz głów ԁla pгacujących nа rzеcz blogów.
Here is mу page :: szkoła nauki jazdy
Kochana Justynko!
OdpowiedzUsuńZ całego serca życzymy Wam :
Pogodnych Świąt Wielkanocnych,
pełnych wiary, nadziei i miłości.
Radosnego, wiosennego nastroju,
serdecznych spotkań w gronie rodziny
i wśród przyjaciół oraz wesołego „Alleluja”
Lusia i Eryk
Lusia bardzo serdecznie dziękujemy i uściski ślemy dla Was.
UsuńMorskie klimaty są fantastyczne i myślę, że pomysł na zimowe wyjazdy w jego rejony jest całkiem sensowny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJakie piękne zimowe zdjęcia nad morzem!
OdpowiedzUsuńUwielbiam morze w każdej porze roku, zimą też - jest cudownie!
Radosnych Świąt życzę:))))