Dawno się nie
odzywałam, czas tak jakoś szybko leci. Do stolicy zawitała jesień. Kasztany już
dawno opadły z drzew, na chodnikach jest coraz więcej liści w pięknych
jesiennych kolorach i choć wszędzie widać jeszcze dużo zieleni, to za plecami
czuć powiew jesieni. Poranne mgły, skrobanie zaszronionych szyb w zimniejsze
poranki i ten charakterystyczny zapach wyczuwalny w czasie wieczornych
spacerów. Podczas jesiennych przechadzek zawsze wspominam
chwile z dzieciństwa, kiedy grabiliśmy liście pod domem, a potem z grupą
dzieciaków z pobliskich domów rozpalaliśmy ognisko, w którym piekliśmy
ziemniaki. Na wspomnienie tego wszystkiego na twarzy pojawia mi się uśmiech,
który jednak po chwili znika, jak tylko pomyślę o tym wszystkim, czego
Biniaszek nie ma szansy przeżyć.
W pojawieniu jesieni nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie przywlokła do nas wielkiego i wyjątkowo upierdliwego gila... Od ponad tygodnia męczy w naszym domu wszystkich po kolei - w każdy dzień wybiera sobie inną ofiarę... My się gila nie boimy, ale musieliśmy podjąć wszelkie kroki ku temu, by "intruza" pozbyć się jak najszybciej. Aby uniknąć przyjmowania antybiotyków postanowiliśmy - ja i mój mąż Robert - przetrzymać Gabrysia przez tydzień w domu. Wszystkie domowe zajęcia odbywały się normalnie, te wyjazdowe chwilowo odwołaliśmy. Wiedzieliśmy, że będzie mu smutno i trochę nudno, dlatego postanowiliśmy razem z panią Anią zapewnić Gabrysiowi jak najwięcej atrakcji. I bywało naprawdę wesoło.
I tak Gabryś mieszał i ugniatał swoje pierwsze ciasto.
|
Najłatwiejsze ciasto w świecie... |
|
Mama zawsze podjada jak coś robi, to co ja nie mogę...? |
|
Tyle się naugniatałem , a mama mówi że ciasta nie będzie... |
Oczywiście cały czas doszkalaliśmy się w
zakresie samodzielnego jedzenia. Skutek był różny... na pewno mama miała dużo
prania i sprzątania, ale czego się nie robi dla nowych osiągnięć.
Kiedy zostawaliśmy sami z Biniaszkiem w domu,
często brałam go na ręce - stawaliśmy w oknie, obserwując świat. Opowiadam mu o
tym, co widzimy na zewnątrz. O tym, że przyszła jesień, o kolorowych liściach spadających
z drzew, ale też o moich wspomnieniach z dzieciństwa, o tym jak biegałam po
szeleszczących liściach, próbując nogami porzucać je do góry, jak wracając ze
szkoły wraz z innymi dziećmi obsypywaliśmy się tymi liśćmi.
Nie wiem, czy Gabrysia interesuje to, co mu
opowiadam, czy on widzi te wszystkie zmiany następujące za oknem... Zresztą
zawsze, kiedy mam za dużo czasu wolnego, do głowy przychodzą różne myśli. Aby
przybliżyć Gabrysia do jesiennych zmian, tata przyniósł do domu pęk pięknych
kolorowych liści. Następnego dnia pani Ania poprosiła mnie o suszarkę - w taki
oto sposób Gabryś mógł poczuć się jak na spacerze, "wiaterek"
delikatnie poruszał listkami wydobywając z nich cichy szelest.
|
w taki sposób można jesień można zaprosić do domu :) |
Po dokładnym
sprawdzeniu listków, Gabryś wraz z panią Anią malował jesień, a dokładnie
kolory jesieni - było przede wszystkim złoto, ale z domieszką czerwieni (różu)
i szczyptą zieleni. Wszystkie atrakcje sprawiły Gabrysiowi ogromną radość, ale
wierzę, że dzięki nim było mu przede wszystkim łatwiej znieść choróbsko.
I sama pani jesień widziana oczami Gabrysia :)
Witaj Justynko!
OdpowiedzUsuńDwa razy czytałam Twój dzisiejszy post...Nie myśl, że jestem taki niedomyślny człek...
Czytałam i uczyłam się miłości od Ciebie...Miłości, jaką daje Twoje Wielkie Serce!
Wiem, że Gabryś potrafi dostrzec piękną jesień. Czuję to!
Atrakcje sprawiają mu radość
Musisz przyznać, że obraz Gabrysia jest wspaniały. Radosny, wesoły...
Serdecznie pozdrawiam
Dziękuję Łucjo za ciepłe słowa! podobno moje serce jest standardowych rozmiarów :) tylko ten mały ktoś wykradł jego większą część :)
UsuńJa uwielbiam każdy rysunek Gabrysia wiem jak ciężko zrobić mu każdą kreskę, każdy malunek nawet ten zrobiony w większości przez terapeutę jest spakowany w teczuszkę - kiedyś obejrzę je razem z Bianiaszkiem!