Gabryś szybko zapomniał o wydarzeniach z
poprzedniego tygodnia. Poprawiająca się z dnia na dzień pogoda pozwoliła
wyciszyć się napadom. Wciąż jednak miałam obawy, czy poniedziałkowe przeżycia
nie wpłyną źle na Gabrysia - przede wszystkim, czy nie pogorszy się mu się
napadowo, czy nie będzie zmęczony, ospały, czy będzie miał chęć ćwiczyć?
Dlatego, przezornie, postanowiłam odwołać wszystkie pozadomowe zajęcia. W
takich sytuacjach warto "wrzucić na luz" i zwolnić nieco tempo
terapii.
|
łyżki powyrzucane, to teraz kisiel będę jeść rączkami :) |
Okazało się, że trochę spanikowałam, bo Gabryś
bardzo dzielnie pracował przez cały tydzień z panią Anią, łobuzujuąc przy tym
na całego. Żartobliwie robił na złość pani Ani, a kiedy po niedzieli wróciliśmy
na pozostałe terapie, dokazywał wszystkim terapeutkom. Śmiał się przy tym pod
nosem ze swoim szelmowskim uśmiechem na ustach. Codziennie próbował udowodnić
pani Ani, że to on tutaj rządzi - w sumie zajęcia odbywają się w jego azylu.
Kiedy miał pokazać stopę, pokazywał kolano i na odwrót, a gdy dotarło do niego,
że nie ma odwrotu od polecenia, z płaczliwym (oczywiście udawanym)
"yyy" pokazywał oczekiwane miejsce. Dokładnie tak samo było z
jedzeniem - kiedy miał zanieść łyżeczkę do buzi, robił wszystko, aby zawartość
spadła z łyżki. Wyczekiwał chwili nieuwagi z naszej strony i wtedy cała łyżka
(z jedzeniem, oczywiście) spadała na dywan - radości nie było końca.
|
ja byłem niegrzeczny??? niemożliwe... |
W Elfie na
zajęciach też nie próżnował, na zajęciach logopedycznych w trakcie masażu
twarzy rozpraszał ciocię Gabrysię swoim czarodziejskim uśmiechem i myślanymi
oczami, szczególnie gdy ta miała miała masować te partie twarzy, których
masowania Gabryś nie lubi. Cwaniaczek doskonale wie, co robić, żeby ciocie
ustąpiły... A ja tak bardzo obawiałam się, że mój synek może czuć się gorzej!
Pewnego dnia pani
Ania stwierdziła, że Gabryś ma iskierki w oczach, takie na maksa łobuzerskie
światełka po, których już na początku zajęć można określić, jak danego dnia
będzie wyglądała współpraca.
W ostatni czwartek byliśmy w szpitalu. Zdjęliśmy
szwy, trwało to dosłownie 5 minut -- Gabryś nawet nie zdążył pojęczeć. A przy
okazji poszczęściło mu się, bo zyskał nową ciocię, moją "dżemową
siostrę" Asię, która poszła tam z nami, by w razie potrzeby pomóc, choć
przede wszystkim chyba po to, żeby podtrzymać mnie na duchu (w takich
sytuacjach stres mnie przerasta), a Gabrysia potrzymać za rączkę. Asia,
dziękuję!
Super, że sa takie cudowne ciocie Asie:)
OdpowiedzUsuńBuziaki dla Was nieustające:*
To dla mnie ogromna radość móc być potrzebną, pomocną. A Biniaszek jest tak rozkosznym dzieckiem, i te jego chochliki w oczach zauroczyły mnie :)Mama Biniaszka- moja dżemowa siostra jest wspaniałą, dzielną mamą, tata Binia też jest wspaniały:)
UsuńPozdrawiam Was gorąco*
Justynko, aż Gabryś ma cudowne chochliki.. A ten łobuzerski uśmieszek?
OdpowiedzUsuńA ta buzia? taka cudowna, do zacałowania...
Przyznaję, że myślałam jak poradzisz sobie gdy będzie miał wyciągane szwy?
Widzisz, a tu poszło tak sprawnie...Dobrze, że Pani pielęgniarka zrobiła to błyskawicznie.
Justynko, to wielkie szczęście mieć przy sobie wspaniałe ciocie; Anie, Asie...
Osoby z naręczem miłości...
Moc pozdrowień i buziaków dla Gabrysia i dla Was!!!
Pa Lusia
Justyna, Biniaszku, prosimy o przyjęcie zaproszenia do blogowej zabawy a zarazem wyróżnienia 'Liebster Blog':)
OdpowiedzUsuńPo szczegóły na Franiowy blog zapraszam;-)
:*