No i rozpoczął się nowy rozdział w naszym życiu...
Po walkach - mniejszych i większych, z pomocą
przyszywanych ciotek, Gabryś rozpoczął swoją "edukację" szkolną.
Pierwsze zajęcia odbyły się w piątek 7 września, niestety, jak zawsze bywa w
ważnych momentach naszego życia, w tym dniu wygrała padaczka... Bardzo silny,
poranny napad całkowicie zdyskwalifikował Gabrysia. Odebrał mu siły i na
większość popołudnia wcisnął w ramiona Morfeusza. W tym dniu Gabrysia nie
obudził nawet jego najlepszy pluszowy przyjaciel "Ochołek". Osiołek śpiewał i tańczył, ruszał przy tym
paszczą, ale Gabryś tylko delikatnie podnosił jedną powiekę, potem drugą,
wyszczerzał do niego najpiękniejszy uśmiech, po czym z powrotem zasypiał
(obiecuję w najbliższej przyszłości przybliżyć postać Biniaszkowego przyjaciela
- Ochołka i nie tylko jego). Postanowiłyśmy z panią Anią, że damy mu trochę
czasu na odpoczynek. Za oknem lał deszcz, który na pewno miał pośredni wpływ na
napad padaczki, a do tego dodatkowa dawka leków - każdy byłby zmęczony. Moje
dziecko smacznie spało, a my - ja i pani Ania - miałyśmy trochę czasu na
dłuższą rozmowę. Przede wszystkim o Gabrysiu, ale także o szkole,
o rozpoczęciu roku szkolnego, o dzieciach z Biniowej klasy. Wielkim szokiem był
dla mnie system nauczania "zerówkowiczów" - myślałam, że dzieci mają
normalne lekcje, siedzą w ławkach itd. tymczasem okazuje się, że ich nauczanie
polega na nauce przez zabawę. Pani Ania opowiadała mi również o spotkaniu po
rozpoczęciu roku szkolnego, o rozmowie z rodzicami i o ich zainteresowaniu
Gabrysiem, za które bardzo wszystkim dziękuję.
Kiedy pani Ania zaczęła zbierać się już do domu, Gabryś się obudził - wypoczęty i chętny do pracy. Nauczycielka postanowiła więc zostać z nami choć na chwilę - w rezultacie na około 20 minut, bo niestety Gabryś więcej nie wytrzymał - znów poszedł spać.
Od poniedziałku spotykamy się już codziennie. Pani Ania dociera do nas z głową pełną pomysłów oraz torbą pełną pomocy naukowych. Widzę, że ma swój plan na pracę z Gabrysiem, a to bardzo mi się podoba. Pracuje z ogromnym wyczuleniem na jego możliwości, jednak mimo to dużo od niego wymaga. Oczywiście Gabryś jest bardzo przekorny i zawsze kombinuje po swojemu, jednak efekt końcowy jest zawsze taki jak ten, którego oczekiwała pani Ania.
Jeden z tych pomysłów na które nawet ja nie wpadłam.
Kiedy pani Ania zaczęła zbierać się już do domu, Gabryś się obudził - wypoczęty i chętny do pracy. Nauczycielka postanowiła więc zostać z nami choć na chwilę - w rezultacie na około 20 minut, bo niestety Gabryś więcej nie wytrzymał - znów poszedł spać.
Od poniedziałku spotykamy się już codziennie. Pani Ania dociera do nas z głową pełną pomysłów oraz torbą pełną pomocy naukowych. Widzę, że ma swój plan na pracę z Gabrysiem, a to bardzo mi się podoba. Pracuje z ogromnym wyczuleniem na jego możliwości, jednak mimo to dużo od niego wymaga. Oczywiście Gabryś jest bardzo przekorny i zawsze kombinuje po swojemu, jednak efekt końcowy jest zawsze taki jak ten, którego oczekiwała pani Ania.
Jeden z tych pomysłów na które nawet ja nie wpadłam.
Siejemy fasolę :) tylko czemu mamie na dywanie ;) |
Rączka popracowała... |
czy buzia też coś sadziła? |
To jednak nie
koniec naszych szkolnych zawirowań. Wciąż mamy przed sobą spotkanie w szkole
specjalnej. To piątkowe musieliśmy odwołać przez napad, który tak bardzo
osłabił samopoczucie Gabrysia. Mamy jednak świadomość, że zamiana szkoły
powinna nastąpić jak najszybciej, żeby Gabryś nie przywiązał się do pani Ani.
Postanowiłam jeszcze raz skontaktować się z dyrekcją szkoły, w której widzę przyszłość Gabrysia. Mimo że wspominając moje wiosenne przejścia stwierdziłam, że przede mną mission impossible...
Gdyby ktoś był w podobnej sytuacji do naszej i szukał pomocy polecam :
Biedny kochany Binio... Oby takie dni zdarzały mu się jak najrzadziej.
OdpowiedzUsuńWyglada na to, Justyna, że trafiła się Wam nauczyciela z powołania i z sercem. Super, ogromnie się cieszę:)
Dużo siły w waszych bojach edukacyjnych.