O tym, że to
szczęśliwe zakończenie, jeszcze nie mogę mówić, ale widzę światełko w tunelu.
Mam wielką nadzieję, że zbliża się koniec naszych szkolnych problemów.
Jedak od początku.
Jedak od początku.
Wczoraj post
pt."Pierwszy dzwonek" przeczytała Justyna - mama Bruna. Okazało się,
że dwa czy trzy lata temu znalazła się w identycznej samej sytuacji. Bruno miał
takie samo orzeczenie jak Gabryś, najbliższa szkoła specjalna odmówiła
przyjęcia Bruna i oczywiście odesłano ich, tak jak nas, do szkoły rejonowej.
Wtedy Justyna zgłosiła się do Biura Edukacji w Warszawie. Właśnie tam otrzymała
pomoc i w ciągu jednego dnia Bruno został przyjęty na listę uczniów.
Podpowiedziała mi, jak mam wszystko załatwić i zaopatrzyła we wszystkie
potrzebne kontakty. Umówiłyśmy się, że następnego dnia z rana skontaktuję się z
Biurem Edukacji. Szczęśliwa kładłam się spać - "być może jutro skończą się
nasze problemy". Jednak Justyna nie wytrzymała, tego samego wieczora napisała
e-maile do kilku ważnych (tzn. zajmujących wyższe stanowiska) osób z Biura
Edukacji oraz do Pana Burmistrza z naszej dzielnicy.
Kiedy wstałam rano,
próbowałam poskładać zadania w jakiś konkretny harmonogram. Ale zanim zdążyłam
dobrze pomyśleć i udało mi się siorbnąć ledwo łyk kawy, zadzwonił telefon. Było
lekko po 9.00. Dzwoniła Pani Dyrektor Gabrysiowej Szkoły, okazało się, że
wszystko jest już załtwione - jeszcze dziś ma skontaktować się z nami p. Ania i
umówić się na zajęcia. "Cudownie, jednak wszystko samo się
rozwiązało" - pomyślałam (blondynka z różowymi myślami). Po ściągnięciu
poczty zobaczyłam maila od Justyny - przesłała mi kopię. Wiedziałam już więc,
skąd ten poranny telefon. Ucieszyło mnie jednak to, że Biuro Edukacji
zadziałało natychmiast. To nadal nie rozwiązywało naszych problemów, ponieważ z
dnia na dzień byliśmy coraz bardziej pewni tego, że musimy zrezygnować z
"masowej" szkoły. Poprzedniego dnia otrzymałam wyczerpującą odpowiedź
na ten temat od Rzecznika, który zaoferował również pomoc w załatwieniu
wszelkich formalności. Wiedziałam, że dla dobra Biniaszka muszę walczyć o tę
zmianę.
Skontaktowałam się z panią Marią Walczuk (naczelnik w BE), która w momencie naszej rozmowy znała sytuację. Zapoznała się z naszymi problemami przede wszystkim z opowieści blogowych. Było po 10.00, a ona już była po rozmowach z dyrekcjami zarówno szkoły podstawowej, jak i szkoły specjalnej. Wysłuchała mnie, wszystko mi wyjaśniła i pokierowała, co mam robić dalej. Długo rozmawiałyśmy o Gabrysiu, wytłumaczyłam jej, dlaczego wybraliśmy nauczanie indywidualne. Opowiedziałam o rozpoczęciu roku szkolnego (choć o tym też już czytała), o tym, że chcę, żeby Gabryś podlegał pod szkołę specjalną, bo wierzę, że najpóźniej w przyszłym roku będzie uczył się w niej na stałe. Nasza rozmowa bardzo mnie uspokoiła - odzyskałam nadzieję i otrzymałam cenne wskazówki na temat, co dalej mamy robić. Jak to możliwe, że nie wiedziałam o istnieniu tej instytucji?
Skontaktowałam się z panią Marią Walczuk (naczelnik w BE), która w momencie naszej rozmowy znała sytuację. Zapoznała się z naszymi problemami przede wszystkim z opowieści blogowych. Było po 10.00, a ona już była po rozmowach z dyrekcjami zarówno szkoły podstawowej, jak i szkoły specjalnej. Wysłuchała mnie, wszystko mi wyjaśniła i pokierowała, co mam robić dalej. Długo rozmawiałyśmy o Gabrysiu, wytłumaczyłam jej, dlaczego wybraliśmy nauczanie indywidualne. Opowiedziałam o rozpoczęciu roku szkolnego (choć o tym też już czytała), o tym, że chcę, żeby Gabryś podlegał pod szkołę specjalną, bo wierzę, że najpóźniej w przyszłym roku będzie uczył się w niej na stałe. Nasza rozmowa bardzo mnie uspokoiła - odzyskałam nadzieję i otrzymałam cenne wskazówki na temat, co dalej mamy robić. Jak to możliwe, że nie wiedziałam o istnieniu tej instytucji?
Jutro na godzinę
10.00 jesteśmy umówieni w Zespole Szkół Specjalnych nr 90 w Warszawie, a o
godzinie 13.15 mamy pierwsze zajęcia.
Czasami wydaje mi
się, że w naszym kraju doszliśmy do takiego etapu, że kulturalną prośbą nie
jesteśmy w stanie nic załatwić. Jeśli nie masz odpowiedniej wiedzy, nie jesteś
w stanie przepchnąć się przez urzędniczą lawinę - ona i tak zepchnie cię w
planowany kątek. Musisz krzyczeć i twardo rozpychać się łokciami, inaczej
pozostaniesz niewidzialnym...
Na koniec chciałam
podziękować Justynie - za pomoc i interwencję, panu Pawłowi Kubickiemu za
szybkie i dokładne wyjaśnienie istniejących przepisów i chęć pomocy. Dziękuję
również pani dyrektor Joannie Gospodarczyk i pani naczelnik Marii Walczuk oraz
innym osobom z Biura Edukacji, które zostały zaangażowane w sprawę, a o których
interwencji nie wiem - wasza reakcja była natychmiastowa, za co jestem bardzo
wdzięczna.
No!!!!!!!!!!!!!!!! Wreszcie!!! mam nadzieję, że będzie happy end. Tylko dlaczego tak???
OdpowiedzUsuńŚledząc w ostatnich dniach Twoje wpisy i słuchając w wiadomościach jakim to cudownym, postępowym krajem jestesmy i jak to teraz łatwiej będzie niepełnosprawnym bo Prezydent RP ratyfikował konwencje ONZ o prawach osób niepełnosprawnych..niedobrze mi sie robiło..
Trzymajcie się, kochani:)
Justynka, trzymajcie sie, oby to juz byl koniec. ja w przyszlym roku chce Martytnke do przedszkola wyslac, ale mieszkamy w malej miescinie i nie ma przedszkoli specjalnych . jest jedno samorzadowe. ciekawe jaka walke bede musiala stoczyc.
OdpowiedzUsuńpowodzenia
Nie wiem dlaczego ale odnoszę wrażenie, że dopiero wywołanie małej burzy medialnej zmusza wielu urzędników do pracy.
OdpowiedzUsuń