Dżem dla Gabrysia - wydarzyło się i nigdy nie zapomnimy cz. 2
Dżemowanie z Dżemobraniem cd.
fot. Rafał Klęk
W piątek około godziny 18.00 spotkałyśmy się z Asią pod Stodołą. Z zasady do środka wpuszczają nie wcześniej niż o 19.00, ale my tym razem mogłyśmy obserwować przygotowania do koncertu "od kuchni". Byłyśmy umówione z panem Michałem, który w Stodole jest odpowiedzialny za wszelkie sprawy organizacyjne. Chciałyśmy rozwiesić parę plakatów wewnątrz budynku oraz poustalać ostatnie szczegóły związane ze zbiórką. Stodoła, jak każdy inny klub z dużą renomą, ma z góry ustalone zasady działania - musiałyśmy się z nimi zapoznać i do nich dostosować. Smutną wiadomością było to, że nie można nam było wejść z puszkami na salę koncertową (podobno dla naszego bezpieczeństwa), co niestety przełożyło się na końcowy wynik zbiórki.
Wszyscy wolontariusze - plus mamusia ;)
Po ustaleniu wszystkiego z panem Michałem czekałyśmy już tylko na naszych wolontariuszy, którzy jako pierwsi mieli ruszyć z puszkami do ludzi. Wolontariusze pojawili się lekko po 19.00, tak jak byliśmy umówieni. Byłam pod wielkim wrażeniem zaangażowania każdego z nich i wielkiej chęci niesienia pomocy Gabrysiowi. Do dziś mam sms-a od Moni, która jak tylko dowiedziała się o planowanej zbiórce, napisała: "ja chcę chodzić z puchą" - była pierwsza na liście. Wieści później poszły do Emi, której reakcja była taka sama. Dziewczyny, żeby być w tych dniach z nami, pozawalały swoje szkolne obowiązki - przyjechały specjalnie z okolic Lublina. Kinga i Martyna, kumpele mojego brata Łukasza, nie są jakimiś wielkimi fankami Dżemu - lubią ten zespół, ale nie do tego stopnia, żeby chodzić na koncerty. Przyszły na zbiórkę specjalnie po to, żeby nam pomóc, wesprzeć nas w walce o Gabrysia. Przed koncertem nawet się nie znałyśmy - dziewczyny, Wam szczególnie jesteśmy wdzięczni. Kasia i Honorka pozmieniały grafiki w w swoich firmach, żeby być z nami na obu koncertach, dodatkowo Kasia straciła głos w trakcie drugiej zbiórki. Robercik już w listopadzie kursował do Leszka z papierzyskami, a Asia, poza tym wszystkim, co już opisałam, była gotowa uciec ze szpitala, żeby tylko być z nami... Każdy z nich, z tych wyjątkowych ludzi, dał nam cząstkę siebie, każdy chciał przyłączyć się do akcji pomocy dla Biniaszka. Kochani, z całego serca Wam dziękujemy!
Plan działania był już ustalony, ja i Asia dostałyśmy zgodę na wyjście z trzema puszkami - wstępnie była zgoda tylko na jedną... Pierwszą wzięli Łukasz, Kinga i Martyna, drugą Monia i Emi a trzecią Kasia z Honorką. Przed
nimi było bardzo trudne zadanie. Trafiła nam się zbiórka najgorsza z możliwych
- trzeba było podejść do każdej osoby, opowiedzieć o Gabrysiu, o tym, na jaki
cel zbierane są fundusze i po tym poprosić o ewentualne wsparcie. Ludzie
reagowali różnie. Pytali nie tylko o szczegóły zbiórki, o chorobę Gabrysia, o
to, na jaką rehabilitację chcemy przeznaczyć pozyskane środki - pytania
dotyczyły również tego, czy zbiórka jest legalna, czasem nawet sprawdzano, czy
nasze identyfikatory są prawdziwe. Przede wszystkim jednak fani Dżemu pomagali
Gabrysiowi. Byli też też tacy, którzy mieli do nas pretensje, że piwo za drogie
- bo aż po dychu, że wejście na balkon płatne, albo tacy, którzy po prostu
odwracali się plecami. Ale nie każdy musiał brać udział. A ja
zostałam wręcz sparaliżowana w poczekalni zwanej barem, nie piłam piwa, bo
pewnie padłabym już po jego połowie. Czułam się, jakbym miała znów zdawać
maturę czy jakiś kolosalny egzamin na studiach. Z czasem pojawiło się coraz
więcej naszych "Dżemików", zapoznanych na wcześniejszych koncertach,
którzy - widząc moje spięcie - przytulili i potrzymali za rękę. A wsparcia było
mi potrzeba... Kiedy
na scenie pojawili się techniczni Dżemu, musieliśmy przerwać zbiórkę. Każdy z
nas, oprócz tego, że przyszedł po to, aby pomóc zbierać fundusze dla Gabrysia,
chciał jednak uczestniczyć w koncercie. Poza tym "zakazana" dla nas
sala coraz bardziej się zapełniała, a na zewnątrz robiły się pustki. Puszki
zostawiliśmy w zamkniętym pomieszczeniu. Wszyscy wolontariusze już byli na
sali, Dżem pojawił się na scenie, tylko ja wciąż byłam na zewnątrz. Moje częste
i regularne Dżemowanie jednak do czegoś się przydaje - bez problemu udało mi
się przecisnąć przez wypełnioną po brzegi salę prawie pod scenę. Kiedy
dotarłam, grali "Małą aleję róż". Było magicznie jak zawsze. Każdy z
Dżemowców był we wspaniałym nastroju i - sądząc po jakości wykonywanej muzyki -
w wyśmienitej formie. Pan Maciek szalał na scenie, tańczył, grał z Jasiem na
klawiszach, po czym mu je zabierał. Przede wszystkim jednak śpiewał - dodam, że
takiego go uwielbiam. Zresztą dotyczy to każdego z nich, każdy daje tak wiele z
siebie na koncertach.
fot. Rafał Klęk
fot. Rafał Klęk
Po
"Nieudanym skoku" Maciek powiedział: "słuchajcie, dzisiejszy
koncert jest dla nas bardzo wyjątkowy, ponieważ ma wyjątkowe przesłanie. Dziś
gramy dla Gabrysia". Na sali rozległy się okrzyki: "GABRYŚ,
GABRYŚ!". Oczywiście nie muszę pisać, że było to dla mnie absolutnie
niesamowite przeżycie... Maciek dalej mówił o zbiórce, a ja w
tym czasie wyciągnęłam aparat. Tymczasem wokalista Dżemu, pokazując na Emi
stojącą pod sceną i Jasia powiedział: "... część z was ma te koszulki,
Jasiu ..." - Jasiu wstał i pokazał, jakie koszulki mają na sobie ludzie z
puszkami. "... jak jesteście w stanie, to pomóżcie Gabrysiowi". Na
sali rozległo się głośne "POMOŻEMY, POMOGLIŚMY!" i Maciek zakończył
"... teraz dla niego zaśpiewamy tę pieśń" (prawie całość tego, co
powiedział Maciek, zawarte jest w filmie poniżej, niestety jakość jest fatalna,
ale cieszę się, że mamy choć tyle).
Do
oczu napłynęły mi łzy. Choć wiedziałam, że muzycy mojego ukochanego Dżemu mają
coś zagrać dla Gabrysia, do końca nie byłam pewna, że to się wydarzy. Jasiu
zaczął grać pierwsze dźwięki "Do kołyski", a ja stanęłam jak wryta.
Aparat musiałam oddać Kasi, bo nie byłam w stanie nagrywać. Oni, moje muzyczne
guru, mój ukochany zespół, oni, moi "najlepsi", grają dla Gabrysia! I
do tego utwór, który tak bardzo kocham, który daje mi siłę zawsze, kiedy jest
mi źle, który jest w stanie ukoić każdą moją łzę. Ten piękny, mądry utwór.
"Kurczę, niech ktoś mnie uszczypnie, bo nie wierzę", pomyślałam. Na
chwilę oprzytomniłam, wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Roberta,
wykrzyczałam do niego: "słuchaj, oni to dla Gabrysia grają", po czym
skierowałam słuchawkę w stronę sceny, aby mój mąż i synek mogli usłyszeć głos
pana Maćka.Kiedy
skończyli, dostałam sms-a od Kasi, która była w drugim końcu sali (przyszła na
koncert z córką, specjalnie dla Gabrysia), napisała: "ryczę". Cóż
mogłam jej odpowiedzieć, mi też popłynęły łzy... W takich chwilach łzy
pojawiają się same. Te dobre łzy, które zawsze będziemy pamiętać.
fot. Rafał Klęk
Ten
koncert był podwójnie wyjątkowy, ponieważ 7 grudnia Adaś Otręba świętował
okrągłe urodziny. Publika i zespół dwukrotnie odśpiewali mu "Sto
lat", a Jurek dodatkowo ozdobił to swoją solówką. To nie lada gratka dla
fana Dżemu, odśpiewać swojemu idolowi urodzinowy song i to w dniu jego święta.
Stolaty dla Adasia! fot. Rafał Klęk
Zdrówko!!! fot. Rafał Klęk
Tego
wieczoru Dżemowcy zagrali (cały set dzięki Areckiemu): "Poznałem go po czarnym kapeluszu",
"Gorszy dzień", "Małą Aleję Róż", "Do przodu",
"Nieudany skok", "Do kołyski", "Złotego pawia",
"Strach", "Nie patrz tak na mnie", "Całą w trawie",
"Partyzanta", "Kaczor, coś ty zrobił", "Czerwonego jak
cegła", "Sen o Victorii", "Harley mój", "Wehikuł
czasu", "Autsajdera" i "Whisky".
fot. Rafał Klęk
Na
bisach wraz z Asią musiałyśmy opuścić salę, jednak na zewnątrz było wszystko
słychać, więc straciliśmy tylko efekt wizualny. Odebrałyśmy puszki i stanęłyśmy
przy wyjściu - tym razem ja również. Po apelu Maćka ludzie sami przychodzili i
wrzucali pieniądze. Jedni pytali, dlaczego nie chodziliśmy po sali, mówili, że
czekali na nas i myśleli, że do nich po prostu nie dotarliśmy. Kiedy większość
ludzi opuściła klub, miałyśmy chwilę na zawitanie za kulisy. Była to okazja do
uściskania jubilata osobiście, porozmawiania z muzykami i podziękowania im oraz
przede wszystkim do uściśnięcia Leszka - było za co. Do oczekującej
publiczności wyszedł Zbyszek - perkusista - i później Maciek. Sama miałam
okazję przez dłuższą chwilę z nim porozmawiać, o akcji, o Gabrysiu.
Podziękowałam mu za niesamowita dedykację. Maciek bardzo ucieszył się, gdy
powiedziałam mu, że Gabryś słyszał utwór grany dla niego. Opowiedziałam mu
również o naszym po koncertowym rytuale i o tym, że Gabryś "Do
kołyski" wiąże z moim znikaniem z domu na Dżemowanie, ale też z nimi, z
Dżemowcami. Kiedy to usłyszał, stwierdził, że pomimo tego, że był inny plan, to
specjalnie dla Gabrysia zagrają w sobotę znów ten utwór. Tego
wieczoru mieliśmy jeszcze raz możliwość zaśpiewania "Sto lat" dla
Adasia i standardowo pożegnaliśmy muzyków odjeżdżających Dżembusem do hotelu.
Pełni wrażeń wracaliśmy do domu. cdn.
Z pewnością na zawsze te chwile ten czas będzie w Waszej pamięci , sama czytając Twe słowa jestem wzruszona , a cóż to przeżywać na żywo :) Ściskam Was :)Ilona
Mnie też popłynęły łzy przy samym czytaniu:)to było niesamowite i bardzo piękne:))cieszę się że to przeżyliście:))Pozdrawiam serdecznie i zdrowia życzę
Justynko, jestem mocno wzruszona. Łzy płynące po twarzy i spadające na klawiaturę nie pozwalają mi pisać. Wyobrażam sobie jak Ty przeżywałaś w tamtym czasie. Twój ukochany zespół grał dla Twojego Gabrysia. Grał dla ciebie... Życzę Wam wszystkiego najlepszego. Całuję i pozdrawiam. Lusia
JUstynko! Jestem już spokojna. Myślałam cały czas o Was ...Mimo nawału pracy. Eryk ma urodziny... świętujemy wczoraj, dziś i jeszcze jutro. Bardzo proszę Cię wyślij SMS-sa na Malinę. Całuję Ciebie i Gabrysia. Pa Lusia
Popłakałam się czytając te recenzję, naprawdę byłam tam z toba na tej sali, udzieliły mi się te klimaty. Wspaniały blog, wspaniali rodzice, wspaniały Gabryś . I bardzo fajnie piszesz o waszym zyciu. Calkiem niedawno myslałam o tym, by pracować z podobnymi dziećmi jak Gabryś w Polsce. stworzyć wzorcowe miejsce, wspólpracowac z fajnymi ludźmi i docierać zwłaszcza do tych dzieci, które nie mają szansy na żadną pomoc. Ale wiązało się to z duzymi pieniędzmi ( tobie nie muszę tego mówić, wiesz najlepiej jakie są koszty rehabilitacji)i niestety nie dostałam tych pieniędzy, o które się ubiegałam. Może tak mialo być, może nie jesteśmy jeszcze gotowi by wracać do Polski? Najpewniej bedzie to wtedy, gdy mój syn pójdzie na studia, bo nie chcemy póki co po raz kolejny zmieniać mu szkoły. Zobaczymy, czas pokaże... Pozdrawiam mocno i trzymam kciuki, będe tu zaglądać.
Sama ze łzami w oczach wspominam tamte grudniowe dni... Dżemowcy podarowali nam jedną z najpiękniejszych chwil jakie dane było nam przeżyć... Masz wspaniałe marzenia ale wiem jak bardzo trudna jest taka praca i zrealizowanie takiego celu,życzę wygranej w totka :D najcudowniejsze są takie miejsca powstające z pasji i miłości do innych a wierzę ze takie to miejsce byłoby - trzymam kciuki pozdrawiam
Z pewnością na zawsze te chwile ten czas będzie w Waszej pamięci , sama czytając Twe słowa jestem wzruszona , a cóż to przeżywać na żywo :)
OdpowiedzUsuńŚciskam Was :)Ilona
Się powtórzę jeśli można: Rewelacja. To była z pewnością najlepsza z Waszych chwil.
OdpowiedzUsuńMnie też popłynęły łzy przy samym czytaniu:)to było niesamowite i bardzo piękne:))cieszę się że to przeżyliście:))Pozdrawiam serdecznie i zdrowia życzę
OdpowiedzUsuńJustynko, jestem mocno wzruszona. Łzy płynące po twarzy i spadające na klawiaturę nie pozwalają mi pisać.
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie jak Ty przeżywałaś w tamtym czasie.
Twój ukochany zespół grał dla Twojego Gabrysia. Grał dla ciebie...
Życzę Wam wszystkiego najlepszego.
Całuję i pozdrawiam.
Lusia
JUstynko!
OdpowiedzUsuńJestem już spokojna. Myślałam cały czas o Was ...Mimo nawału pracy. Eryk ma urodziny... świętujemy wczoraj, dziś i jeszcze jutro.
Bardzo proszę Cię wyślij SMS-sa na Malinę.
Całuję Ciebie i Gabrysia.
Pa Lusia
Popłakałam się czytając te recenzję, naprawdę byłam tam z toba na tej sali, udzieliły mi się te klimaty. Wspaniały blog, wspaniali rodzice, wspaniały Gabryś . I bardzo fajnie piszesz o waszym zyciu. Calkiem niedawno myslałam o tym, by pracować z podobnymi dziećmi jak Gabryś w Polsce. stworzyć wzorcowe miejsce, wspólpracowac z fajnymi ludźmi i docierać zwłaszcza do tych dzieci, które nie mają szansy na żadną pomoc. Ale wiązało się to z duzymi pieniędzmi ( tobie nie muszę tego mówić, wiesz najlepiej jakie są koszty rehabilitacji)i niestety nie dostałam tych pieniędzy, o które się ubiegałam. Może tak mialo być, może nie jesteśmy jeszcze gotowi by wracać do Polski? Najpewniej bedzie to wtedy, gdy mój syn pójdzie na studia, bo nie chcemy póki co po raz kolejny zmieniać mu szkoły. Zobaczymy, czas pokaże... Pozdrawiam mocno i trzymam kciuki, będe tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńSama ze łzami w oczach wspominam tamte grudniowe dni... Dżemowcy podarowali nam jedną z najpiękniejszych chwil jakie dane było nam przeżyć...
UsuńMasz wspaniałe marzenia ale wiem jak bardzo trudna jest taka praca i zrealizowanie takiego celu,życzę wygranej w totka :D najcudowniejsze są takie miejsca powstające z pasji i miłości do innych a wierzę ze takie to miejsce byłoby - trzymam kciuki
pozdrawiam
i po raz kolejny się wzruszam to czytając, pozdrawiam was serdecznie! :)
OdpowiedzUsuń